PYTANIE: 2002/098
|
|
|
Niektórzy ludzie oskarżają nauczyciela buddyzmu Olego Nydhala o zbytnią rozwiązłość seksualną. Podają przy tym przypadki psychicznego cierpienia kobiet, które stały się "ofiarą" popędliwości mistrza. Ponieważ nie wiem jak wygląda sprawa "kochanek" w buddyzmie, chciałbym prosić o odpowiedź.
Pytanie powinno zostać skierowane raczej bezpośrednio do lamy Ole Nydahla, jako że temat został poruszony w kontekście jego osoby. Ze swojej strony mogę przedstawić tylko mój prywatny pogląd, mając nadzieję, że być może dzięki temu uda się rozwiać nieco wątpliwości.
Oskarżanie kogokolwiek o molestowanie seksualne zasadne jest wtedy, kiedy znane są nie tylko okoliczności zdarzenia, ale przede wszystkim istnieje ofiara nadużycia. W przypadku podobnych "oskarżeń" kierowanych np. poprzez internetowe grupy dyskusyjne wobec lamy Ole Nydahla nigdy nie spotkałem się ze sprecyzowanym opisem sytuacji, a nikt z "oskarżycieli" nie był w stanie podać nie tylko nazwiska ofiary, ale również swojego. Czy w podobnej sytuacji, zamiast anonimowo rozsiewać sensacyjne wiadomości, nie byłoby najskuteczniejszym i najlepszym rozwiązaniem zgłoszenie sprawy do prokuratury? Jeżeli rzeczywiście doszło kiedykolwiek do podobnego nadużycia relacji mistrz-uczeń ze strony lamy Ole Nydahla, to dlaczego zamiast z werdyktem sądu mamy, jak do tej pory, do czynienia wyłącznie z niejasnymi plotkami i pomówieniami?
W buddyzmie Diamentowej Drogi ważne jest zintegrowanie z praktyką duchową każdej życiowej aktywności. Jeżeli ktoś nie potrafi zaakceptować swojej seksualności, a jego kontakty z drugą płcią niosą zawsze więcej trudności niż inspiracji, to nie powinien zajmować się tą formą buddyzmu. Samo doświadczenie orgazmu nauczyciele buddyjscy często porównują do doświadczenia oświecenia. Saraha, jeden z największych joginów indyjskich, opisując w swojej "Pieśni dla ludu" Stan Buddy użył słów: "przypomina to rozkosz doświadczaną przez młodą kobietę". Stąd też między innymi słowa lamy Ole Nydahla: "Bez fizycznej błogości nie ma Diamentowej Drogi". Otwartość jego wypowiedzi zapewne drażni i niepokoi niektórych ludzi, ale jednocześnie chroni ich przed praktykowaniem takiej formy buddyzmu, która jest dla nich zbyt trudna z powodu braku predyspozycji i umiejętności, które umożliwiałyby im włączenie w proces duchowego rozwoju wszystkich przejawień życia.
Uważam, że seksualność stanowi jeden z bardziej znaczących aspektów prawdziwie głębokiego związku pomiędzy kobietą a mężczyzną - dzięki temu sposobowi wyrażania własnych uczuć zachodzi szczególny rodzaj ponadosobistej komunikacji i poczucia jedności pomiędzy kochającymi się partnerami. Wystarczyłoby przeprowadzić ankietę i zobaczyć, że duża część zdrowych ludzi w ten sposób traktuje seks niezależnie od wyznawanej religii. Większość seksuologów i psychoterapeutów podobnie określiłaby znaczenie pożycia seksualnego dla szczęśliwego i harmonijnego funkcjonowania związku. Nie ma to nic wspólnego z jakimiś szczególnymi tantrycznymi praktykami Diamentowej Drogi, których używanie wymaga zresztą wielu lat wstępnych przygotowań i kierownictwa wykwalifikowanych nauczycieli, wobec czego na Zachodzie należą one do rzadkości (większość ludzi, którzy twierdzą, że praktykują buddyjską jogę zjednoczenia, najczęściej nie ma pojęcia o czym mówi).
Otwartość i zaufanie, miłość, realizowanie wspólnych celów, odpowiedzialność, poczucie wolności a zarazem bliskości - to w moim przekonaniu cechy, które powinny charakteryzować każdy dojrzały i poprawnie funkcjonujący związek, tylko w takich warunkach poziom egoistycznych potrzeb partnerów będzie miał szansę się obniżać.
Proponuję również zapoznać się z odpowiedziami na pytania:
2002-089,
2001-026,
2001-024.
(jw)
 Zadaj pytanie:
|