PYTANIE: 2001/005
|
|
|
Czy w buddyzmie występuje coś takiego jak opętanie? Czym się to objawia?
Jak najbardziej! I co ciekawe, jeżeli na przykład w całej katolickiej społeczności udział procentowy osób oficjalnie uznanych za opętane wynosi dużo poniżej 1%, to wśród buddystów wskaźnik ten zdecydowanie przekracza 99%. Mam tu oczywiście na myśli opętanie NIEWIEDZĄ a nie opętanie przez jakąś demoniczną istotę.
Buddyzm jest chyba jedynym systemem religijnym, który - używając komputerowego slangu - ma już na "poziomie sprzętowym" wbudowany filtr wykluczający możliwość opętania przez jakąś odrębną istotę typu Szatan, demon, duch Napoleona czy też upiorna strzyga podająca się za Elvisa Presley'a.
Nauki Buddy, które opisują absolutną naturę rzeczywistości nie przedstawiają jej jako zbioru pewnych niezależnych od siebie i realnie istniejących niezmiennych bytów ale jako otwartą przestrzeń umysłu, w której pojawiają się pozbawione niezależnej egzystencji zjawiska. Dopóki postrzega się świat w ten pierwszy sposób, dopóty jest się opętanym niewiedzą. Z buddyjskiego punktu widzenia wszyscy jesteśmy opętani a praktyka medytacyjna ma pomóc w zrzuceniu tych pęt. Stan umysłu nieopętanego niewiedzą nazywa się STANEM BUDDY.
Z drugiej strony odpowiedź na zadane pytanie brzmi - nie. W buddyzmie nie ma opętania, bo wg buddyzmu nie ma Szatana ani jego odpowiednika. Istnieją natomiast przypadki szaleństwa - bo przecież każdy wie, że ludzie wariują czasami - które można opisywać w kategoriach psychologii albo można o nich mówić w formie alegorycznej jako o manifestacjach pewnych "demonów". Tyle, że buddyści nie mowią wówczas o demonie w sensie jakiejś osoby tylko o demonie w przenośni, tak jak mówi się na przyklad, że ktoś "złapał bakcyla latania" choć wiadomo, że żaden fizyczny bakcyl złapany nie został.
(jw/f)
 Zadaj pytanie:
|