Buddyzm - Cyber Sangha - Buddyjski Serwis Internetowy - Buddyzm w Polsce - www.buddyzm.edu.pl

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień plików cookies w przeglądarce internetowej.
Niedokonanie zmian ustawień na ustawienia blokujące zapisywanie plików cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.


buddyzm medytacja Budda reinkarnacja Dharma nirwana
Buddyzm - Cyber Sangha - Buddyjski Serwis Internetowy - Buddyzm w Polsce - www.buddyzm.edu.pl
Buddyzm - Cyber Sangha - Buddyjski Serwis Internetowy - Buddyzm w Polsce - www.buddyzm.edu.pl BUDDYZM - Cyber Sangha
Wydawnictwo ROGATY BUDDA - Ksiegarnia Buddyjska - buddyzm Buddyzm-Media - Buddyjski Serwis Informacyjny Buddyzm CyberSangha - YouTube Buddyzm CyberSangha - FACEBOOK
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm BUDDYZM - Cyber Sangha buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm     mapa strony | nasz patronat | o serwisie  buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm S T R O N A   G L O W N A M A G A Z Y N D O W N L O A D W Y D A R Z E N I A C Z Y T E L N I A ZALOGUJ SIE ZAREJESTRUJ SIE S Z U K A J buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm Wprowadzenie do buddyzmu Czym jest medytacja? Nowosci wydawnicze Zadaj pytanie Ikonografia Katalog WWW buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm buddyzm :: Cyber Sangha :: buddyzm
buddyzm buddyzm
buddyzm warszawa beru khjentse dziamgon kongtrul
Polska Sangha Beru Khjentse Rinpocze i Dziamgona Kongtrula Rinpocze w tradycji karma kagju


buddyzm
buddyzm buddyzm
Cyber Sangha > Czytelnia > Kim są demony?
buddyzm buddyzm Cyber Sangha - buddyzm w Polsce
Buddyjski Serwis Internetowy
buddyzm
buddyzm


Kim są demony?
fragment książki
"Nakarmić swoje demony. Starożytna metoda rozwiązywania wewnętrznych konfliktów"


Lama Tsultrim Allione

Nakarmić swoje demony - Lama Tsultrim Allione

Książka objęta patronatem medialnym "Cyber Sanghi". Patronat medialny

buddyzm - Cyber Sangha - medytacja

buddyzm - Cyber Sangha - medytacja Tsultrim Allione, autorka przełomowej książki "Kobiety mądrości", jest charyzmatyczną nauczycielką buddyzmu tybetańskiego, znaną z przejrzystych wyjaśnień ułatwiających ludziom Zachodu zrozumienie nauk buddyjskich. W swoich naukach niezwykle konsekwentnie łączy ścieżkę duchową z postawą feministyczną i wykazuje się niezwykłą wrażliwością na kwestie dyskryminacji kobiet także w buddyzmie. W 1970 roku, w wieku 22 lat jako jedna z pierwszych Amerykanek została wyświęcona na mniszkę, po kilku latach intensywnej praktyki zwróciła śluby, wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Rozwiodła się, wyszła ponownie za mąż i urodziła bliźnięta, z których jedno zmarło. Zawsze podkreślała, że jej osobista praktyka duchowa ma bliski związek z jej doświadczeniami jako kobiety, żony i matki. Jej misją jest odtworzenie żeńskiej linii buddyzmu.

Książka została wydana w Polsce przez Wydawnictwo Berckana, a patronat medialny nad nią objął portal "CyberSangha" oraz Buddyjski Serwis Informacyjny "Buddyzm Media".

Więcej informacji o książce »

buddyzm - Cyber Sangha - medytacja


Nasze demony są to nasze obecne problemy,
mentalne uwikłania blokujące doświadczenie
wolności i radości w naszym życiu.



Z kochającym umysłem, zatroszcz się czule
O wrogich bogów i demony, które istnieją tylko pozornie,
I łagodnie wejdź pośród nie.


Maczig Labdron (1055-1145)

W 1985 roku, dwanaście lat po tym, jak w Manali zaczęłam uczyć się czie od Gegyena, pewne wydarzenia z mojego osobistego życia nadały tej praktyce szczególnego znaczenia. Mieszkałam we Włoszech już sześć lat, z czego pięć minęło od śmierci [mojej córki] Chiary. Zrozumiałam, że moje małżeństwo nie ma szans z powodu zdrad męża i problemów wynikających z jego nałogów. W okresie poprzedzającej rozwód separacji na własnej skórze doświadczyłam wielkiej mocy czie. Procedura rozwodowa stanęła w martwym punkcie z powodu sporu dotyczącego opieki nad naszym synem. Włoskie przepisy mówiły, że jeśli chcę zachować prawo do opieki nad Cosem, to muszę pozostać we Włoszech – nie wolno mi było wyjechać z synem bez zgody jego ojca. A on nie chciał się na to zgodzić. Konflikt ten był powodem wielkiego napięcia między nami i wydawało się, że żadne rozwiązanie nie jest możliwe. Wkrótce miała odbyć się rozprawa sądowa, więc któregoś wieczoru pomyślałam sobie: „Zrobię praktykę czie, mając w umyśle tę trudną sytuację”.

Kiedy dzieci poszły spać, wzięłam bęben i dzwonek i zaczęłam śpiewać starożytną melodię czie. Podczas tej praktyki przekształca się własne ciało w nektar, który ma być pokarmem dla wszystkich istot, począwszy od buddów i innych oświeconych. Nektar ofiarowuje się ze współczuciem wielu gościom, w tym spersonifikowanym formom swoich demonów, na przykład lękowi. Wyobraziłam sobie, że jednym z tych gości jest mój mąż, że moje ciało rozpuszcza się w nektar miłości i akceptacji, a mój mąż pije go tyle, ile potrzebuje. Składając taką ofiarę, na chwilę uwolniłam się od złości i pragnienia, by uciec z Włoch z synem; mogłam obdarować męża z wielkim współczuciem i na chwilę puściłam linę, którą każde z nas próbowało przeciągnąć na swoją stronę. Nakarmiłam też spersonifikowaną postać mojego demona lęku, który pojawił mi się jako wycieńczona, sina postać ze strasznym wyrazem twarzy, sterczącymi włosami i przyssawkami zamiast dłoni jak u ośmiornicy. Karmiąc z otwartą wielkodusznością męża i demona, przestałam z nimi walczyć. Gdy już się nasycili, a ja dokończyłam praktykę, poczułam, że uwolniłam się od napięcia „ja przeciwko tobie”. Kładłam się spać ze spokojem, którego nie doświadczałam od wielu miesięcy.

Następnego ranka zadzwonił do mnie mój mąż, który mieszkał w wynajętym apartamencie po drugiej stronie Rzymu, z pytaniem, czy moglibyśmy się spotkać. Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy. Siedzieliśmy w salonie w naszym dawnym wspólnym mieszkaniu, na kanapie obitej beżową bawełną. Przez otwarte okna wlewało się słoneczne światło.

– Wczoraj wieczorem coś się we mnie zmieniło – powiedział. – A rano postanowiłem, że pozwolę ci wyjechać z Cosem do Stanów. Zrozumiałem, że nie byłem wobec ciebie w porządku i że wiele wycierpiałaś. Wierzę, że ułatwisz mi utrzymywanie kontaktów z Cosem i że pozwolisz mi uczestniczyć w jego życiu na tyle, na ile to będzie możliwe.

Patrzyłam na niego ze zdziwieniem i z niedowierzaniem. Co mu się stało? I wtedy przypomniałam sobie, że poprzedniego wieczoru zrobiłam praktykę czie, w której odpuściłam walkę toczoną od miesięcy, w której nakarmiłam z miłością i współczuciem męża i mój lęk. Kiedy wypuściłam swój koniec liny, mój mąż też przestał odczuwać napięcie, pojawiła się przestrzeń, w której mógł zmienić swoją decyzję.

Dzięki temu bardzo konkretnemu doświadczeniu po raz pierwszy zobaczyłam, że praktyka karmienia demonów to coś, co w sposób bardzo szczególny i bezpośredni odnosi się do mojego życia, do moich zmagań jako matki i kobiety żyjącej w zachodniej kulturze. Zrozumiałam, że demony, które karmiłam podczas praktyki czie, były tak naprawdę częścią mojego codziennego życia; były moimi „sprawami”, moimi problemami, moimi lękami, moją złością. Zrozumiałam, że demony to nie tybetańskie czy azjatyckie potwory ze zwijanych malowideł, które nie mają związku z moim normalnym życiem. Nagle okazało się, że praktyka w całości odnosi się do moich nadziei i moich lęków.

Po tym doświadczeniu moje pojmowanie czie uległo zmianie, zaczęłam personifikować i karmić własne demony – emocje, choroby, lęki. Dopiero później, gdy zaczęłam nauczać czie, opracowałam pięciostopniową wersję praktyki przedstawioną w tej książce. Ale już w tamtym momencie pojawiło się rozumienie demonów jako wewnętrznych konfliktów. Cokolwiek się wyłaniało, karmiłam to w czasie praktyki czie. A natknąć się na demona nie było trudno. Cały czas je w sobie nosiłam. I nieważne, którego zaprosiłam na ucztę – na koniec zawsze uwalniałam się od napięcia.

W 1989 roku, trzy lata po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych, poznałam mojego obecnego męża Davida. Był instruktorem w grupie teatralnej i tanecznej mojej córki. Ta znajomość obudziła we mnie wielkiego demona, demona porzucenia rozjuszonego zdradami mojego byłego męża. W wyniku działań demona niszczyłam każdą obiecującą relację, zbyt wcześnie domagając się zobowiązań albo prowokując zdradę jako rodzaj samospełniającego się proroctwa.

Myślałam: „Nie będę zajmować się tym idiotycznym, upokarzającym lękiem przed porzuceniem. Jeśli go zignoruję, sam zniknie. Poza tym moje obawy, że zostanę porzucona, mają mocne uzasadnienie”. Tylko że demon wcale nie zamierzał odchodzić. Rósł w siłę i robił się coraz bardziej natarczywy. W końcu zaczęłam go karmić w praktyce czie, bo zrozumiałam, że jeśli się nim nie zajmę, zamieni mój związek z Dave’em w piekło. Walczyłam z tym demonem od lat, ale to nie znaczy, że naprawdę poświęcałam mu uwagę.

Postanowiłam zrobić eksperyment i pracować z demonem porzucenia bardzo intensywnie, co dzień przez miesiąc, i zapisywać w dzienniku wszystko, co się wydarza. Oprócz praktyki czie wykorzystywałam też metody zachodniej psychologii, to znaczy nadawałam demonowi osobową formę, podejmowałam z nim komunikację, zajmowałam jego miejsce, stawałam się nim i dawałam mu to, czego potrzebował. Opierając się na praktyce czie, opracowałam prostą wersję pięciu kroków, polegającą na rozpuszczaniu własnego ciała w nektar i karmieniu nim demona tak długo, aż się nasyci. Wtedy demon albo się rozpływał, albo zamieniał w pozytywną postać. Na koniec pozostawałam w przestrzeni świadomości, która się wówczas otwierała.

Mój demon porzucenia, gdy go po raz pierwszy zobaczyłam, był małą, pięcioletnią dziewczynką o smutnym, przebiegłym spojrzeniu. Dziewczynka miała ciemne, potargane włosy, duże, niebieskie oczy i ostre zęby wampira. Mówiła: „On od ciebie odejdzie. Ja się nie mylę. Dobrze wiesz, że i tak zostaniemy tylko we dwie, ty i ja. Jestem twoją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Nigdy cię nie opuszczę i zawsze będę ci mówić, co cię czeka. Jestem przewidywalna. Na mnie możesz liczyć.” Gdy to mówiła, wydawało się, że staje się coraz silniejsza.

Karmiłam ją codziennie, posługując się czie i opracowaną przez siebie metodą, a ona zaczęła się zmieniać. Straciła wampiryczny wygląd. Po prostu była smutna. Pod koniec miesiąca była bezbronna, czuła i wdzięczna za uwagę, którą jej poświęcam. A najbardziej niesamowite było to, że dzięki moim wysiłkom przestała mnie niepokoić i sprawiać mi problemy. Wcześniej pogodziłam się z tym, że już zawsze będzie ze mną, jako mój „główny problem”, ale wcale tak nie było. Nastąpiły bardzo konkretne zmiany. Moja relacja z Dave’em bardzo się poprawiła i w końcu zamieniła w cudowne małżeństwo, które trwa do dzisiaj.

Mniej więcej w tym samym czasie, zachęcona przez Namkhai Norbu Rinpocze, zaczęłam prowadzić odosobnienia czie. Przekonałam się wówczas, że ludziom wywodzącym się z kultury zachodniej trudno jest zrozumieć praktykę karmienia demonów, którą wciąż pojmowali jedynie na poziomie intelektualnym. Postanowiłam więc uczyć ich także wizualizacji, którą stworzyłam na użytek pracy z własnym demonem porzucenia i w której nadaje się demonowi cielesną postać, a potem zaczyna go karmić. Pokazywałam w ten sposób swoim uczniom, jak pracować z demonami będącymi realnymi problemami życiowymi, a nie tylko teoretycznymi buddyjskimi pojęciami.

Demony, o których mówię, to nie żadne duchy, gobliny czy sługi szatana. Gdy poproszono Maczig o definicję demona, odpowiedziała tak: „Demony to nie są realnie istniejące, wielkie, czarne budzące przerażenie stworzenia. Demonem jest wszystko to, co uniemożliwia nam wyzwolenie”.

Nasze demony to nie starożytne gargulce rodem z XI-wiecznego Tybetu. To nasze troski, nasze życiowe problemy, które nie pozwalają nam doświadczyć wolności. Może to być konflikt z partnerem, strach przed lataniem samolotem albo uczucie niezadowolenia, którego nas ogarnia, gdy patrzymy na siebie w lustrze. Twoim demonem może być lęk przed porażką, uzależnienie od papierosów, alkoholu, pornografii albo pieniędzy. Twój demon może napełniać cię lękiem przed porzuceniem albo sprawiać, że ranisz najbliższe ci osoby. Osoba cierpiąca na bulimię nosi w sobie demona, który ciągle domaga się słodyczy albo tłustych potraw. Demon anoreksji mówi, że jeśli coś zjesz, to znaczy, że poniosłaś klęskę i że nigdy nie będziesz wystarczająco szczupła. Demon lęku przekonuje, że nie możesz wjechać na ostatnie piętro wysokiego budynku albo wyjść na spacer po zmroku.

Większość ludzi powie zapewne, że nie wierzy w demony, ale to słowo jest w powszechnym użyciu, a kiedy je słyszymy, wiemy, co oznacza. Na przykład zazdrosna osoba mówi o swoim „demonie zazdrości”. Używamy określenia „ciągle dręczą go jakieś demony”. Często słyszymy też, że ktoś „zmaga się ze swoimi demonami” lub że weterani wojenni „toczą walkę z demonem stresu pourazowego”.

Tak naprawdę demony są częścią umysłu, a to oznacza, że nie są obdarzone niezależną egzystencją. Mimo to zajmujemy się nimi tak, jakby były rzeczywiste, wierzymy, że istnieją naprawdę – spytajcie o to kogoś, kto zmagał się ze stresem pourazowym, z nałogiem albo lękiem. Demony dają o sobie znać bez względu na to, czy je prowokujemy, czy nie. Dla umysłu demony są rzeczywistością, więc podejmujemy z nimi walkę. Zazwyczaj nawyk walki z dostrzeganym problemem dodaje demonowi sił zamiast go osłabiać. Tak naprawdę demony wywodzą się z naszej skłonności do tworzenia polaryzacji. Gdy zrozumiemy, jak pracować z potrzebą zdobycia przewagi nad domniemanym wrogiem, ze skłonnością do postrzegania wszystkiego w kategoriach albo-albo, uwolnimy się od demonów, bowiem usuniemy ich przyczyny.

Mamy również skłonność do projektowania własnych demonów na innych. Gdy zastanowimy się, co najbardziej potępiamy w innych ludziach, to zobaczymy w tym odbicie własnych demonów. Gdy spojrzymy uważniej na tych, których krytykujemy albo próbujemy kontrolować, odnajdziemy demony, które w sobie skrywamy. Kiedy zachowujemy się tak, jak byśmy nie mieli cienia, jesteśmy szczególnie narażeni na poddanie się władzy własnych demonów. Problem mogą mieć z tym zwłaszcza księża i kaznodzieje, ponieważ przekonanie, że oni swoje demony już pokonali, jedynie wzmacnia w nich skłonność do nieustannej walki. W rezultacie ulegają hipokryzji i autodestrukcji, z jednej strony potępiają seks jako zło, a z drugiej potajemnie go uprawiają na rozmaite sposoby.

Słynny protestancki kaznodzieja Ted Haggard, pastor w największym kościele ewangelickim w Colorado Springs, sprawiał wrażenie uczciwego ojca rodziny, miał żonę i piątkę dzieci. Potępiał z ambony zażywanie narkotyków, homoseksualizm i małżeństwa jednopłciowe, ale jednocześnie sam spotykał się w Denver z homoseksualistą uprawiającym prostytucję. Po kilku latach takich spotkań jego partner usłyszał w telewizji, jak Haggard wypowiada się przeciwko małżeństwom gejów. Zbulwersowany taką hipokryzją, opowiedział dziennikarzom, że Ted Haggard od trzech lat jest jego klientem, a na dodatek kupował też od niego narkotyki. Haggard, zmuszony do rezygnacji ze stanowiska w założonym przez siebie kościele, udał się na odosobnienie, zdecydowany dalej „walczyć” z demonami zakazanych pragnień.

Chcę przez to powiedzieć, że często wyśmiewamy lub krytykujemy te osoby, które są ucieleśnieniem czegoś, od czego usiłujemy się w sobie odciąć. Naturalnie każdy z nas ma jakieś popędy, którym nie powinien ulegać, na przykład skłonność do zachowań agresywnych, chęć kradzieży czy wykorzystywania drugiej osoby. Jednak wyparcie nie jest najlepszym sposobem radzenia sobie z niechcianymi impulsami. Kiedy się do nich przyznajemy, kiedy wyciągamy je z szafy i zajmujemy się nimi świadomie, są mniej groźne niż wtedy, gdy z nimi walczymy. Trzymane w ukryciu, rosną w siłę. Im bardziej próbujemy je zamknąć, tym bardziej stają się podstępne i niebezpieczne.

Karmiąc demony zgodnie z opisaną w tej książce procedurą pięciu kroków, integrujemy wyparte i odrzucone części nas samych. Kiedy Carl Gustav Jung przeżywał osobisty kryzys, zauważył, że personifikacja wypartych elementów własnej osobowości łagodzi wewnętrzne napięcia. Najpierw wyobrażał sobie, że przywołuje te niechciane aspekty i nadaje im konkretną postać, potem zadawał im pytania, po których pojawiał się jakiś obraz, wreszcie niepokój znikał. Na podobnej zasadzie, jeśli karmisz swoje demony uosabiające jakąś część ciebie, wchodzisz z nimi w interakcję i integrujesz je, dając im to, czego potrzebują, to w ten sposób je uwalniasz.

CZY DEMONY ZAWSZE NALEŻY TRAKTOWAĆ JAK PRZESZKODY?

Czasem bywa tak, że demony mają nam dużo do zaofiarowania. Po pierwsze, budzą nas. Gdy dopada nas atak złości, stresu albo lęku, nie musimy traktować go jako czegoś, z czym trzeba walczyć, co należy stłumić albo ukrywać. Lepiej zobaczyć w tym demona, który doprasza się o naszą uwagę.

Kiedy Andrea, trzydziestoletnia nauczycielka, zgłosiła się do ośrodka Tara Mandala jako wolontariuszka, wydawało się, że z niczym sobie nie radzi. Drewno na ognisko było mokre, komin się zapychał, pokój miała zawalony swoimi nierozpakowanymi rzeczami, a jej umysł był tak zaśmiecony, że nie była w stanie medytować. Jakiś czas temu rozstała się z partnerem, z którym przeżyła dziesięć lat. Nagle zaczęła za nim strasznie tęsknić, nękały ją wątpliwości, czy rozstanie rzeczywiście było dobrą decyzją.

Jak mi powiedziała, miała wrażenie, że świat sprzysiągł się przeciwko niej. Bardzo chciała uporządkować swoje rzeczy, żeby móc naprawdę medytować. Uważała, że będzie mogła rozpocząć prawdziwą praktykę dopiero wtedy, gdy usiądzie spokojnie na poduszce w schludnie posprzątanym pokoju. Starałam się jej pokazać, że to nie zewnętrzne okoliczności są jej prawdziwym demonem i że przeszkody, które napotyka, może uznać za dar. Stopniowo zaczęła widzieć w tych trudnościach własne lęki i nadzieje, a nie siły zewnętrzne. Podsunęłam jej myśl, że być może jej pragnienia, jej smutek i frustracja nie są demonicznymi przeszkodami w praktyce duchowej, lecz zachętą, by to, czego się uczy, odniosła do tego, co się naprawdę dzieje, a nie do swoich wyobrażeń, co powinno się wydarzyć. Poprowadziłam ją przez cały proces karmienia demonów i nauczyłam ją samodzielnej pracy tą metodą.

Gdy Andrea nakarmiła już swoje demony, jej ogląd sytuacji zmienił się radykalnie. Przestała uważać, że wszystko się przeciwko niej sprzysięgło i zaczęła traktować pojawiające się trudności jak nauki. W ten sposób stały się one jej sprzymierzeńcami w praktyce duchowej. Zauważyła też, że nieustająco obwiniała cały świat za swój stan wewnętrzny.

Każdy z nas wyobraża sobie, że praktyka duchowa powinna toczyć się spokojnie, ale z reguły to właśnie najtrudniejsze, najbardziej upokarzające chwile pozwalają najmocniej doświadczyć przebudzenia.

Gdy mój syn Cos w wieku dwudziestu pięciu lat rozpoczynał surowe, roczne odosobnienie, Adzom Rinpocze powiedział mu: „Pamiętaj, łatwo jest praktykować w sprzyjających okolicznościach. Sprawdzianem dla praktykującego jest to, czy umie praktykować w okolicznościach trudnych”. Bardzo mu to pomogło, gdy podczas odosobnienia zaczęły nawiedzać go demony. Z tym większą determinacją pracował z tym, co się pojawiało i karmił swoje demony zamiast użalać się nad sobą czy czuć się zniewolonym przez własne myśli i emocje.

Gdy w naszym życiu pojawiają się trudności, możemy je uznać za przeszkody albo za doświadczenie, które mówi, że musimy coś w sobie zmienić. Bez tych wyzwań i bez uznania własnych błędów moglibyśmy całe życie czekać na idealne okoliczności, zamiast uczciwie pracować nad sobą. Tak naprawdę nasi „wrogowie”, ci, którzy wymagają od nas najwięcej, są naszymi największymi nauczycielami. Zamiast uznawać ich za demony, potraktujmy ich jak dary.

Lęki, obsesje i uzależnienia to części nas samych, które nabrały „demonicznych” cech, kiedy zostały odszczepione i wyparte, kiedy wypowiedziano im wojnę. Gdy próbujemy przed demonami uciekać, one rzucają się za nami w pogoń. Kiedy zmagamy się z nimi jako z pozbawionymi formy mocami, wzmacniamy je, przez co całkowicie oddajemy się w ich władanie, wręcz dosłownie oddajemy im swoje życie. Na przykład często zdarza się, że ktoś, kto walczy ze swoim alkoholizmem zamiast nakarmić korzenie uzależnienia, umiera na marskość wątroby. Ktoś, kto mocuje się z depresją, zamiast uporać się z jej przyczyną, popełnia samobójstwo. Musimy uświadomić sobie, że taka walka jest bezowocna, a przekonanie, że jest się prześladowanym przez okoliczności zewnętrzne, nie przyniesie żadnego rozwiązania. Musimy nadać swoim demonom formę i pozwolić przemówić tym częściom nas samych, które uważamy za prześladowców. Zajmując się nimi, odnajdziemy przyczyny swoich zachowań i przetransformujemy tę energię w sprzymierzeńca. Nie oznacza to, że mamy ulegać destrukcyjnym impulsom – musimy raczej rozpoznać potrzeby, które się pod nimi kryją. Taka transformacja jest możliwa dzięki praktyce karmienia demonów.

Pisząc o tym, co powinniśmy przetransformować, posługuję się najczęściej określeniem „demon”, ale mam też na myśli naszych bogów, czyli nasze obsesyjne pragnienia. Nasze nadzieje i tęsknoty mogą być takim samym problemem jak lęki. Na szczęście dzięki tej samej pięciostopniowej praktyce bogowie, tak jak ich odpowiedniki – demony, też mogą stać się naszymi sprzymierzeńcami.

Źródło: "Nakarmić swoje demony", lama Tsultrim Allione
Tłumaczenie: Elżbieta Smoleńska.

buddyzm - Cyber Sangha - medytacja



buddyzm

buddyzm - facebook - cybersangha
buddyzm
Polityka prywatności portalu
buddyjskiego "CyberSangha"


buddyzm
Sprawdź najchętniej czytane teksty »
buddyzm

buddyzm
Zarejestruj się, by otrzymywać newsletter »
buddyzm

buddyzm
"Cyber Sangha" obejmuje swoim patronatem medialnym ciekawe książki i imprezy związane z buddyzmem.
» szczegóły
buddyzm

buddyzmZnajdź w "Cyber Sandze"

buddyzm

buddyzm
Darowizna
dla "Cyber Sanghi"

buddyzm

Budda

Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.

Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.

Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.

Oby spoczywały w wielkiej równości, wolnej od przywiązania i niechęci.

Magazyn DIAMENTOWA DROGA

Portal Budda.pl

Fundacja Theravada Polska

Biblioteczka Buddyjska

Wydawnictwo A - buddyzm, filozofia, religioznawstwo

Księgarnia KARMAPA FOUNDATION

Serwis Buddyzm Wprost

Sasana.pl - Theravada

Medytacja w więzieniach






London wedding photographer

buddyzm buddyzm
buddyzm
buddyzm :: www.buddyzm.edu.pl :: buddyzm
buddyzm
buddyzm buddyzm przewin strone do gory Aktualnie online: 0 użytkownik(ów), 49 gość(i)

Strona główna || Czytelnia || Magazyn || Wprowadzenie do buddyzmu || Czym jest medytacja?
Nowości wydawnicze || Zadaj pytanie || Biblioteczka || Download || Wydarzenia
Katalog WWW || Polityka prywatności || Cennik reklam || O serwisie || Zaloguj się || Szukaj
opcje zaawansowanego szukania napisz do nas wydrukuj strone buddyzm buddyzm
buddyzm
buddyzm
buddyzm buddyzm
buddyzm

Buddyzm w Polsce

www.buddyzm.edu.pl

om mani peme hung

Buddyjski Portal "Cyber Sangha"
w Internecie od 1998 roku.
buddyzm - CyberSangha - buddyzm