Nam Thar – podróż do wyzwolenia Wywiad z Leną Leontiewą i Marzeną Popławską o książce Nam Thar. Wywiad przeprowadziła Mira Starobrzańska |
Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie internetowej www.namtharthebook.com oraz na profilu na Facebooku. |
Warszawa, 27. stycznia 2017
Książkę "Nam Thar" można zamawiać na stronie www.namtharthebook.com
MS: Jesteś wykładowcą, historykiem i nauczycielem buddyzmu, buddologiem, piszesz prace naukowe – co skłoniło cię do zwrócenia się w stronę literatury popularnej?
Lena: Jestem pół na pół, mam w swoim dorobku tyle samo prac naukowych, co prac literatury popularnej. Wydałam cztery książki. Pisanie zaczęłam od kryminału, był w nim wątek buddyjski, bo zajmowanie się buddyzmem to moje główne zadanie w tym życiu. Znając buddyzm mogę pokazać jego obraz w społeczeństwie w prosty i ciekawy sposób. W kryminale opisałam historię przeciętnej dziewczyny, która spotyka pięknego, mocnego buddystę w Tajlandii. Jest tam wątek trójkąta, strzelaniny, a na końcu dziewczyna staje się nieustraszona.
MS: Dlaczego piszesz o buddyzmie? Co cię do tego inspiruje?
Lena: Piszę, bo lubię. To moja główna motywacja. Piszę też, bo dostałam takie zadanie od swojego nauczyciela – Lamy Olego Nydahla, który wysłał mnie na uczelnię i poprosił bym napisała książkę ze stemplem Rosyjskiej Akademii Nauk. Książkę, którą moglibyśmy cytować jeżeli pojawi się pytanie o tradycyjność naszej linii.
Piszę o buddyzmie z różnych stron. Drugą książkę poświęciłam Marpie. Pokazałam w niej tradycję naszej linii na przykładzie Marpy, który żył 1000 lat temu. Napisałam też encyklopedię buddyzmu dla nastolatków. Uprościłam wiedzę o buddyzmie i przedstawiłam ją w przystępny sposób. Potem Lama Ole poprosił mnie żebym przerobiła na książkę swój doktorat. Doktorat poświęciłam pracom Marpy, który jest jednym z ojców naszej linii przekazu. Przed Marpą żył w Indiach Tilopa i Naropa, a potem był Milarepa – jego uczeń w Tybecie. Potem byli też Reczungpa i Gampopa. Pisząc o jednym tak wielkim mistrzu nie można zapomnieć o innych, bo to nieprzerwany przekaz. Kiedy opowiadałam Lamie Ole o treści mojego doktoratu, poprosił żebym zrobiła z niego książkę i zadbała o to by została ona przetłumaczona. Takie dostałam zadanie. Myśląc o tym jak można zrobić poczytną książkę z doktoratu wróciłam do swoich prób pisania literatury popularnej. I to się sprawdziło. Jest to historia buddyzmu, którą można by nazwać autentyczną, ponieważ poparłam ją badaniami naukowymi i studiami. Zapakowałam to wszystko w historię miłosną i rozwój postaci.
MS: Co tak naprawdę oznaczają słowa Nam Thar?
Lena: Tybetański termin nam oznacza „pełny” a thar to „wyzwolenie”. Dosłowne tłumaczenie brzmiałoby więc pełne wyzwolenie, ale nigdy nie tłumaczymy klasycznych tybetańskich terminów dosłownie, ponieważ jest to język złożony, a każda sylaba ma filozoficzne znaczenie. Nam thar to gatunek literatury duchowej, tybetańskiej, zajmujący się biografiami mistrzów. Początkowo każdy taki tekst zaczynał się od tego, że bohater był chuliganem, robi złe rzeczy albo też prostym, niewykształconym przeciętnym chłopakiem. W dalszej części możemy przeczytać pełny rozwój, ścieżkę krok po kroku. Bohater w pewnym momencie życia spotyka nauki Buddy, zaczyna się w nie angażować i rozwijać, by w końcu osiągnąć cel – wyzwolenie lub oświecenie. Tak to zwykle wygląda. Nam Thar jest więc opisem życia i pełnego wyzwolenia.
MS: Nam thar jest zapisem suchych faktów z życia czy znajdziemy w nim też historie i opowieści?
Lena: Czasami fakty z życia bohatera są wzbogacone opowieściami i historiami, ponieważ bohater przedstawia nam swojego mistrza. W pewnym momencie bohater ma ucznia lub kilku, więc o nich również opowiada. Życiorys jest więc trochę wydłużony, po to by przedstawić przekaz nauk, opisuje jakie wtedy istniały tantry czy inne nauki, kto co praktykował i jakie osiągnął rezultaty. Czasem przypomina to raport księgowy. Wszystko zależy od autora. Niektóre nam thary czyta się jak piękne książki fabularne z opisami widoków i uczuć. Może to bardzo różnie wyglądać.
MS: Na polskim rynku wydawniczym możemy znaleźć publikacje naukowe poświęcone buddyzmowi, nauki wielkich mistrzów i buddyjskie bajki dla dzieci. Nie mamy jeszcze powieści buddyjskiej jaką jest Nam Thar. Do jakich czytelników chciałabyś ją skierować?
Lena: Do każdego, kto interesuje się buddyzmem, jego historią. Razem z Marzeną starałyśmy się robić to tak, żeby powieść nie była jednowarstwowa. Jest tam kilka wątków np. miłosny, podróżniczy, duchowy, kryminalny, historyczny, życiorysy wielu buddyjskich mistrzów poczynając od czasów Buddy i kończąc na XX wieku. Mam nadzieję, że książka zainteresuje wielu.
MS: Wspomniałaś o Marzenie. Kim jest Marzena i jak zaczęła się Wasza współpraca?
Lena: Marzena jest producentem filmowym z Warszawy. Nasza współpraca zaczęła się tak, że Marzena napisała do mnie z pytaniem czy można mój doktorat przerobić na film animowany o mistrzach buddyjskich. To zbiegło się w czasie, gdy wybierałam się do Nepalu by napisać książkę na ten sam temat. Było to jak wzajemne odbicie w lustrze. Spotkałyśmy się w Nepalu żeby rozpocząć współpracę i wzajemnie się inspirować. Wszystkie perypetie spotykające bohaterów i wszystkie ich przygody wymyślałyśmy razem.
MS: W podtytule Nam Tharu umieściłaś słowo: Podróż. Dlaczego?
Lena: Kiedy pisze się książkę osadzoną w tak odległych czasach trzeba dobrze się wczuć w rolę bohatera, jak najpełniej wyobrazić sobie scenerię w jakiej żył, na co patrzył, co było wokół niego. Jak wyglądały rośliny, ziemia, horyzont, domy, ludzie, co nosili, jak i z czego jedli... Chcąc to wszystko rzetelnie oddać, nie da się obejść bez podróżowania w te wszystkie miejsca, przez które wędrował bohater. Porównując z czasami współczesnymi, w Indiach i Nepalu, niewiele się zmieniło od ok. 2000 lat. Niektórzy ludzie wyglądają tak samo, wykonują te same czynności na wsi. Nie mówię tu o dużych miastach. Dzikie miejsca się nie zmieniły.
MS: Jak wyglądał szlak waszej podróży?
Lena: Przeszłyśmy razem drogą Marpy od miejsca w Tybecie, do Nepalu. Przemierzał tę drogę kilkakrotnie. Przyszłyśmy do Katmandu. W innym życiu nasz bohater odbywa pielgrzymkę po miejscach związanych z życiem Buddy. Przeszłyśmy również ten szlak. Po drodze odwiedzałyśmy muzea, żeby zapoznać się z pamiątkami z tamtych czasów i zobaczyć je na własne oczy. W ten sposób pojawiła się nasza monetka wybita w epoce króla Kaniszki – II stuleciu naszej ery. O tym przeczytacie w drugim życiu. [Rozdziały w książce są odpowiednikami kolejnych żywotów bohatera – przyp. red.]
Jest też posąg króla... W książce opisujemy kilka przedmiotów, które widziałyśmy na własne oczy. Istnieją one naprawdę, choć zostały odkryte całkiem niedawno. Kilka lat temu podczas prac archeologicznych w Nepalu znaleziono kamienny posąg wykonany w Gandharze w II w. ne. I ten właśnie posąg osadziłyśmy w powieści.
Marzena: Kiedy Lena opowiedziała mi o tym posągu, pojechałyśmy do Katmandu i poszłyśmy do muzeum, żeby go zobaczyć. Niestety w tym czasie była jakaś wielka wycieczka szkolna i to się nie udało. Żebyście tylko widzieli twarz Leny biegnącej do tego posągu... Historia była już spisana wcześniej, ale Lena wpadła do tego muzeum i zaczęła gorączkowo go szukać, aż wreszcie usłyszałam: „Jest! To on!”. To było bardzo ekscytujące. Najpierw go opisałyśmy, a dopiero po jakimś czasie udało się nam go zobaczyć na własne oczy. Tak samo było z monetą Kaniszki. To działo się w Moskwie. Lena opowiedziała mi historię o tym, jak dostała inną monetę Kaniszki z II wieku, ale bez wizerunku Buddy. A ja jak tylko usłyszałam słowo Kaniszka – od razu zapałałam miłością do tego króla i powiedziałam: „Lena, koniecznie musimy umieścić Kaniszkę w książce!”. No i tak się zaczęło. Najpierw swobodne rozmowy, potem wątek Kaniszki i szukania jego monetki. Chciałyśmy też wykonać kopie tej monety. Lena mówiła, że w Delhi można sobie zrobić tego typu “pamiątkę z podróży”. Początkowo myślałyśmy o 3 sztukach. Szukałyśmy dobrych zdjęć, ale i tak okazało się, że to się nie uda w Indiach i ostatecznie skopiowałyśmy tę monetę w Rosji.
MS: Kim był Kaniszka?
Marzena: Król Kaniszka był patronem sztuki buddyjskiej, wielkim mądrym władcą. Bardzo ważnym dla rozwoju buddyzmu. I gdyby nie tacy miłośnicy buddyzmu jak król Asioka czy Kaniszka, nie wiedzielibyśmy dziś o miejscach , w których żył Budda. Najpierw król Asioka w kluczowych miejscach związanych z życiem Buddy stawiał stupy i kolumny, a kilka wieków później żył król Kaniszka, który odszukiwał te kolumny, remontował je lub stawiał nowe. Zbudował olbrzymią w Taksili, na terenie Pakistanu, nieistniejącą już, stupę. Podobno była największa na świecie. A kilka wieków później Chińczycy, na podstawie prac Kaniszki, opisywali te miejsca w kronikach i dlatego o nich dziś wiemy. Kaniszka był wielkim dobrym królem miał rozległe królestwo. Inspirował się kulturą helleńską. Wcześniej Buddę przedstawiano symbolicznie, najczęściej w formie stupy, pustego tronu lub odcisków stóp. Istniały legendy, ale nie wizerunki. Mówi się jednak, że już w czasach Buddy król Binbisara zamówił jego wizerunek. Jednak ten dostępny oraz sprawdzony naukowo i archeologicznie to właśnie stojący Budda na monetce Kaniszki. Kaniszka zrobił kilka monet z wizerunkami. Jest też posąg Kaniszki niedaleko Delhi pozbawiony głowy, z zachowanymi butami i szatą. Kaniszka zaprosił też zagranicznych artystów i w Gandharze pojawił się nowy styl sztuki rzeźbiarskiej. Pierwsze posągi Buddy powstawały właśnie tam i były trochę greckie, np. bodhisattwa wyglądał jak Apollo.
Cała ta historia jest pasjonująca. A my jeździłyśmy w poszukiwaniu tych rzeźb i tak trafiłyśmy do Mathury, która była bardzo ważnym ośrodkiem sztuki. Dziś to wioska, nikt nie mówi tam po angielsku. Mamy z tamtejszego muzeum śmieszne zdjęcia, bo pomimo trwającego remontu wpuszczano zwiedzających. Posągi stały bezładnie porozstawiane, nieoświetlone i bez szklanych gablot...
MS: W tej niezwykłej książce piszecie też o miłości. W naszej kulturze występuje ona w literaturze kobiecej, tu przeżywają ją mężczyźni. Skąd ten pomysł?
Lena: Chciałam przedstawić klasyczny obraz historii miłości czyli fakt, że to mężczyzna zakochuje się w kobiecie. Podczas gdy kobieta pozostaje muzą, przez długie lata, przez całe życie. Np. on jest wojownikiem, a ona tancerką, to klasyczny układ. I to chciałam pokazać, tzn. przedstawić mężczyznę na poziomie działania, a kobietę na poziomie inspiracji. W nam tharach zwykle wygląda to tak, że on jest stroną mocniejszą, a kobieta mądrzejszą. Podpowiada mu przy decyzjach dotyczących pewnych kroków życiowych, albo inspiruje do jakichś bohaterskich czynów. Jeżeli natomiast bohaterką nam tharu jest kobieta, to najczęściej ona się nie zakochuje, nie chce wyjść za mąż i wieść życie przy jego boku. Wątkiem przewodnim nam tharów jest spotkanie z Dharmą i często kobieta jest inspiracją by mężczyzna zainteresował się buddyzmem, żeby porzucił to, co było dla niego obce np. zwyczajna dla mężczyzny była wojna i bycie mężem, głową rodziny. Jednak w ich życiu pojawia się kobiecy wpływ, który odciąga mężczyzn od zwykłych działań. A jeżeli kobieta jest bohaterem nam tharu to w jej życiu może pojawić się nauczyciel, albo osiąga wszystko sama. Dla autorów tych życiorysów bardzo ważne było pokazanie, że kobieta może być niezależna, więc najczęściej w jej życiu nie ma mężczyzny.
MS: Dość nietypowo wygląda oś czasu w tej książce. Co było inspiracją do ułożenia tego w tak “nieludzkim” czasie, wykraczającym poza czas jednego życia?
Lena: Chciałam tu pokazać pewną buddyjską prawdę prawa reinkarnacji, ciąg przyczynowo-skutkowy przechodzący z jednego życia na drugie i to, że rozwijamy się z jednego życia na drugie. Faktem jest też to, że to co osiągamy w jednym życiu może z nami pozostać i możemy z tego korzystać w kolejnym. Z drugiej strony pokazuję, że wiele tracimy i niełatwo jest wrócić do tego co mieliśmy w poprzednich żywotach, bo tego nie pamiętamy itd. Chciałam to pokazać na przestrzeni 2500 lat rozwoju tej ścieżki duchowej.
MS: Mamy już rosyjskie wydanie tej książki, z utęsknieniem czekamy na polskie, które ukaże się na rynku wydawniczym wiosną 2017 roku, trwają prace nad angielską wersją. Powiedz skąd te piękne ilustracje?
Lena: Kolorowe ilustracje są autorstwa Roberta Beera – najciekawszy artysta buddyjski naszych czasów. Ośmielił się przerabiać buddyjskie thanki i przedstawiać je w bardzo dobry sposób. Zyskał on uznanie współczesnych mistrzów buddyjskich. To bardzo rzadka sytuacja. Zwykle trzymamy się ściśle kanonu, ikonografii, a on odchodzi od tego jednocześnie tworząc inspirującą sztukę. Grafikę i rysunki czarno-białe wykonała dla nas Zalina Dogozajewa z Moskwy, nasza koleżanka, która od dawna zajmuje się malarstwem buddyjskim i grafiką.
MS: Bardzo dziękuję za rozmowę. Czy chciałabyś coś jeszcze dodać?
Lena: Dziękuję za zainteresowanie naszą pracą i chcę wszystkim przesłać najlepsze życzenia z okazji nowego roku. Życzę każdemu, żeby miał dokładnie to, co chce i żeby jego życzenia spełniały się dla pożytku wszystkich istot. Mam nadzieję, że Nam Thar wam się spodoba.
==========
Lena Leontiewa
Lena Leontiewa jest nauczycielką buddyzmu Diamentowej Drogi, z wykształcenia matematykiem i historykiem. Ukończyła w Indiach buddyjską uczelnię Karmapa International Buddhist Institute. Na prośbę Lamy Ole Nydahla, przekształciła swój doktorat o historii buddyzmu w okresie, kiedy przechodził on z kultury indyjskiej do tybetańskiej w powieść Nam Thar.
Marzena Popławska
Marzena Popławska – absolwentka Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Producentka i Prezes Fundacji Filmowej Moma Film. Organizowała Festiwal Filmów Buddyjskich „Włóczędzy Dharmy”. Od lat chciała ożywić sztukę buddyjską. Na widok pierwszych prób animacji buddyjskiego Drzewa Schronienia XVII Karmapa Trinlej Thaje Dordże powiedział: „Zawsze życzyłem sobie aby ktoś coś takiego zrobił...”.