Między niechęcią a współpracą O przenikaniu się kultur i relacjach buddyjsko-chrześcijańskich na Zachodzie. Grzegorz Kuśnierz
Polecamy książki: |
W historii Europy wiele złego wydarzyło się z powodu konfliktów religijnych; różnice światopoglądowe stawały się przyczyną wyniszczających kontynent wojen, lub też doprowadzały na stosy ludzi o odmiennych poglądach. Na szczęście aktualna polityka Kościoła zapoczątkowana przez II Sobór Watykański kładzie nacisk na współczucie i tolerancję. Wyznawcy takich religii jak na przykład islam, szczelnie zamykający się na inne światopoglądy, mogliby brać postawę wielu współczesnych chrześcijan za wzór do naśladowania.
Buddyzm w Polsce pojawił się pod koniec lat siedemdziesiątych. W wyniku stworzonego przez system totalitarny poczucia beznadziei, szarości i niedosytu coraz więcej ludzi zaczęło interesować się "egzotycznymi" ruchami religijnymi. W tamtych czasach problem polegał głównie na braku właściwych informacji - albo nie było ich wcale, albo co gorsza były one nieprawdziwe.
Różnica w podejściu do świata pomiędzy kulturami Wschodu i Zachodu jest ogromna. Nas, Europejczyków, cechuje ekstrawertyzm i chęć kształtowania zewnętrznej rzeczywistości, Azjaci zwracają się raczej do wewnątrz. Praktycznie rzecz biorąc, podczas gdy my podbijaliśmy świat, wschodni myśliciele niestrudzenie próbowali rozpoznać ostateczną naturę człowieka i rzeczywistości. W oparciu o te podejścia powstały całe systemy wartości i poglądów, których nie sposób zawrzeć w krótkiej książce z opisem wrażeń z misji duszpasterskiej.
Różni badacze często próbowali opisać spotkane na Wschodzie tradycje duchowe, lecz z powodu piętna zaplecza kulturowego i swego sztywnego światopoglądu nie byli w stanie ich w pełni zrozumieć. Oparte na takim powierzchownym zrozumieniu definicje i opisy, dodatkowo zniekształcone judeo-chrześcijańską terminologią, nie stanowią dobrej podstawy w poznawaniu odmiennych tradycji. Nawet otwartemu na nowy światopogląd początkującemu buddyście dogłębne zrozumienie podstawowych nauk często zajmuje parę ładnych lat. Dlatego też, dowiadując się czegoś o którymś ze wschodnich systemów filozoficznych, zawsze trzeba sprawdzić, czy informacje pochodzą z wiarygodnych źródeł autoryzowanych przez określoną tradycję.
Właśnie w tym bezkrytycznym podejściu do prac zachodnich religioznawców i misjonarzy należy szukać źródła większości nieporozumień, takich jak nieprawdziwe informacje na temat buddyzmu zawarte w pracach papieża Jana Pawła II, czy też w artykułach od czasu do czasu pojawiających się w kościelnych środkach przekazu. Klasycznym już przykładem takiego nieporozumienia jest sposób interpretacji sanskryckiego terminu "siunjata", który pierwsi badacze tłumaczyli dosłownie jako "pustka". Rozumiane zgodnie z tradycyjnym mechanistycznym, newtonowskim podejściem, słowo to sugerowało przeciwieństwo pełni, "czarną dziurę", bądź nihilizm. Nie może być nic bardziej mylącego. Buddyjska "pustka" nie oznacza stanu niebytu czy nieistnienia, lecz odnosi się do potencjału, który może się zamanifestować. Oznacza brak - nieistnienie - jakichkolwiek ponadczasowych i absolutnych cech naszej uwarunkowanej rzeczywistości, czyli "nieistnienie" rzeczy samych w sobie, w tym również ludzkiego ego, ponieważ wszystkie zjawiska są złożone i zależne od siebie nawzajem.
Dlatego zamiast mówić "niczego nie ma", buddyści mówią raczej "wszystko istnieje i jest wspaniałe, tylko dlatego że się wydarza" - sens jest dokładnie taki sam. Obecnie termin ten tłumaczy się właśnie jako "niewyrażalna słowami ostateczna natura zjawisk", "współzależne istnienie" czy "nieograniczony potencjał".
Na szczęście w dzisiejszym świecie inteligentni i samodzielni ludzie nie mają problemu z dotarciem do rzetelnych informacji z pierwszej ręki.
Powstaje jednak pytanie, dlaczego niektórzy księża czy teologowie, przy milczącej akceptacji Kościoła, nadal rozpowszechniają poglądy o wątpliwej wartości merytorycznej? Możliwe jest, iż Kościół celowo zezwala na zniekształcanie buddyjskiej myśli w obawie, że dotychczasowi wyznawcy odwrócą się od chrześcijaństwa. Hierarchowie kościelni nie powinni czuć się jednak zagrożeni, jeśli chodzi o utratę pozycji Watykanu w przewodnictwie duchowym ludzkości. Na jednego człowieka, który odkrywa uniwersalną wartość nauk Buddy w Europie czy Ameryce, przypada prawdopodobnie dziesięciu ludzi przechodzących w tym samym czasie na chrześcijaństwo w Azji i Afryce.
Dlaczego jednak tu, w Europie, ludzie zostają buddystami? Oczywiście składa się na to wiele indywidualnych czynników. Przede wszystkim buddyzm jest świeży i żywy. Prezentuje dojrzałego, wolnego i szczęśliwego człowieka, podczas gdy katolicyzm kojarzy się raczej z rytuałem, sztywną tradycją i obowiązkiem. Również sama zawartość merytoryczna Dharmy Buddy jest bardziej atrakcyjna dla krytycznego i inteligentnego umysłu. W buddyzmie nie ma dogmatów; wszystko może, a nawet powinno, być sprawdzone i poparte osobistym doświadczeniem - w tym sensie buddyzm jest wręcz naukowy, w odróżnieniu od innych religii, których fundamentem jest bezkrytyczna wiara w treść nadprzyrodzonych objawień. A coraz trudniej jest współczesnemu człowiekowi wierzyć w to, że Bóg w swej dobroci jednych obdarza bogactwem i zdrowiem, drugich natomiast wojną i głodem, że szczęście czeka na nas dopiero po śmierci, i że nie wolno nam się cieszyć dobrodziejstwem prezerwatyw.
Dzięki heroicznym bojom i idealizmowi naszych przodków posiadamy dziś, żyjąc w zachodnich i demokratycznych społeczeństwach, możliwość wolnego wyboru religii i światopoglądu. Buddysta nie będzie usilnie namawiał nikogo do zostania buddystą, nie będzie również nikomu odradzał pozostania w chrześcijaństwie. Budda nie jest zazdrosny, jest więc szczęśliwy, jeżeli ludzie doświadczają szczęścia i zaspokajają swoje duchowe potrzeby w jakiejś innej religii.
Katolicyzm i buddyzm to dwa całkowicie odmienne systemy prowadzące do całkowicie odmiennych celów. Odpowiadają różnym typom ludzi, dlatego też ich współistnienie w harmonii jest zupełnie możliwe. Jako buddyści do rozwoju jak najbardziej potrzebujemy krytyki, oby tylko była celna, a nie przepełniona kompleksami i niezrozumiałymi emocjami. Bo wtedy, jak mówi ludowe przysłowie, "Pies szczeka, a karawana jedzie dalej..."
Rozwój myśli buddyjskiej na Zachodzie jest faktem. Znajduje ona swoje miejsce w nowoczesnej psychologii, filozofii i mentalności społecznej, spotyka z myślą Zachodu w ustaleniach nowoczesnej fizyki. Wschód przejmuje nowoczesne technologie pomagające egzystować w zewnętrznym świecie, natomiast Zachód uczy się wyrosłych w Azji, lecz uniwersalnych sposobów na odcięcie źródeł cierpienia oraz twórcze, pełne radości i wolności życie.
Nie ulega wątpliwości, że z wymiany dorobku kulturowego pomiędzy Wschodem a Zachodem dla obu stron wypłynie wiele pożytku. Co więcej, dzięki dojrzałości i wykształceniu naszych społeczeństw, prawdopodobnie dokona się to w duchu pokoju i wzajemnego szacunku. Są to procesy o rozległej skali, które trwać mogą całe stulecia.
Miejmy nadzieję, że dzięki tej współpracy uda nam się nie tylko wzbogacić zachodnią cywilizację, lecz również odeprzeć rosnące zagrożenie ze strony fanatycznego i destruktywnego islamu, który ma za nic jej wolnościowe i demokratyczne ideały.
. |