Więcej szczęścia dla świata. Metody redukcji cierpienia z chrześcijańskiego i buddyjskiego punktu widzenia. Jarosław Wierny
Polecamy książki: |
Celem życia wszystkich istot i jego siłą napędową jest bycie szczęśliwym. Nawet pozornie autodestrukcyjne działania są spowodowane pragnieniem osiągnięcia trwałego szczęścia. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że żyjąc, doświadczamy w większym bądź mniejszym stopniu stanu przeciwnego, charakteryzującego się brakiem wewnętrznej równowagi i poczuciem destabilizacji psychicznej. Stan ten prowadzi do niepokoju, pojawiają się tendencje do negatywnego oceniania siebie oraz otoczenia, a także inne symptomy wynikające z niedostatecznego poczucia duchowej harmonii. Różne systemy religijne, filozoficzne i psychologiczne wypracowały różnorakie uzasadnienia tej sytuacji oraz procedury, które mają pomóc człowiekowi ją zrozumieć i zmniejszyć stan dyskomfortu. Poniżej podjąłem się próby przeanalizowania pod tym względem systemów powstałych w tradycji chrześcijańskiej i buddyjskiej, przedstawiając zarówno podobieństwa, które dostrzegam, jak i różnice. Zdaję sobie sprawę ze skrótowości tego tekstu, mam jednak nadzieję, że choć w małym stopniu przyczyni się on do rozwiania stereotypów, z jakimi można się spotkać wśród praktykujących w obu tradycjach religijnych i przybliży je sobie nawzajem.
Na początku należy zauważyć, że problemu cierpienia nie można rozwiązać poprzez jego kultywowanie. Takie podejście jeszcze bardziej wzmacnia to doświadczenie, może także spowodować długotrwałe stany psychicznego napięcia, depresję bądź zobojętnienie oraz inne niepożądane rezultaty. Doświadczanie cierpienia nie będzie miało takiej paraliżującej mocy, jeżeli uda się w jasny sposób dokonać oglądu całej sytuacji. Przypomina to trochę sposób, w jaki lekarz podchodzi do choroby: przed postawieniem diagnozy musi szczegółowo zaznajomić się z objawami oraz ustalić ich najbardziej prawdopodobne przyczyny. Bez niezbędnej wiedzy teoretycznej konieczne w takim przypadku są również praktyczne umiejętności.
Z własnego doświadczenia wiemy, że dobrych rad łatwiej udziela się innym osobom niż samym sobie, kiedy jest się pod wpływem silnych emocji. Często jednak jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, wówczas możemy polegać tylko na własnej wiedzy, własnych przekonaniach i własnych umiejętnościach. Jednoczesne bycie pacjentem i lekarzem jest dość utrudnione. W tym momencie okazuje się, że potrzebne jest nam nabranie wobec osobistych bolesnych przeżyć chociaż odrobiny dystansu, potrzebny jest jakiś zewnętrzny punkt zaczepienia, który pozwoliłby na chwilę oderwać się od obezwładniającego doświadczenia cierpienia. W chrześcijaństwie tym zewnętrznym punktem zaczepienia jest Bóg i cały system wierzeń narosłych wokół tej idei. Natomiast w buddyzmie jest nim doktryna śunjaty (pustości, pustki) - idea opisująca nietrwałość i współzależność, a co za tym idzie, iluzoryczność doświadczanych zjawisk. Jeżeli uda się nam uzyskać odpowiedni dystans do własnego cierpienia, wówczas możemy, dzięki analizie oraz informacjom, jakimi dysponujemy, rozbić na części składowe osaczającą nas trudną sytuację i zobaczyć, co ją spowodowało.
W chrześcijaństwie kluczowe jest tu pojęcie grzechu, czyli działania niezgodnego z przekazanym przez Boga kodeksem postępowania. Analiza przebiega wówczas tak: cierpię ponieważ zrobiłem coś niewłaściwego, czyli zgrzeszyłem, a całe cierpienie, jakiego z tego powodu doświadczam, jest karą zesłaną przez Boga. Rozwiązanie tej sytuacji opiera się w chrześcijaństwie na przyjęciu kary z pokorą (ponieważ jest ona sprawiedliwa i wskazuje na błędy w działaniu), postanowieniu poprawy (czyli unikaniu zachowań prowadzących do cierpienia) i zadośćuczynieniu (czyli naprawieniu i wynagrodzeniu tego, co się zniszczyło wskutek niewłaściwego postępowania). Cierpienie traktowane jako kara zesłana przez Boga - Prawodawcę i Sędziego - nabiera więc w chrześcijaństwie pewnego pozytywnego zabarwienia, ponieważ wskazując na winę, pozwala uświadomić sobie własne negatywne działania, a tym samym człowiek staje się bogatszy nie tylko o wiedzę na temat przyczyny cierpienia, ale również o bezpośrednie doświadczenie, które pozwala w utrwaleniu teoretycznych informacji.
Tymczasem przekonanie buddysty o słuszności idei śunjaty nie wynika z wiary, lecz kształtuje się dzięki analizie struktury postrzeganego świata i sprawdzane jest podczas praktyki medytacyjnej. Buddyjska doktryna śunjaty opisuje wszelkie zjawiska jako nietrwałe, a tym samym pozbawione własnej i niezależnej istotowości. Według tej doktryny postrzegana rzeczywistość jest nieskończonym zbiorem wzajemnych uwarunkowań, przypominających bardziej iluzoryczną, wciąż zmieniającą się strukturę relacji, niż coś uchwytnego i statycznego. Ten świat współzależnych uwarunkowań określa się w buddyzmie mianem samsary. Analiza stosowana w buddyjskiej szkole filozoficznej Środkowa Ścieżka (madhyamika) jest posunięta do ostatecznych granic ludzkich zdolności rozumowych, a co za tym idzie w najbardziej fundamentalny sposób opisuje kwestię cierpienia. Jego źródłem jest niewiedza, rozumiana jako postrzeganie rzeczywistości w ograniczony sposób jako coś trwałego i realnego. Z powodu niewiedzy istoty próbują znaleźć ostateczne szczęście w tym, co względne i nieuchwytne. Cierpią z powodu niedosytu próbując zdobywać to, co może według nich dać im trwałe szczęście. Cierpią także z powodu obaw przed utratą tego, co zdobyli i w końcu z powodu samej utraty. Wszelka egzystencja, postrzegana przez zniewoloną niewiedzą świadomość, podszyta jest cierpieniem ze względu na swoją nietrwałość.
W buddyzmie kluczowym pojęciem jest karma, czyli zasada określająca wzajemnie warunkujące się przyczyny i skutki. Ponieważ wszystkie zjawiska współistnieją ze sobą, to każde działanie jakie wykonamy wpływa także w różnym stopniu na nas samych. Jeżeli przyczyniamy się do cierpienia innych - jest pewne, że sami go doświadczymy wcześniej czy później. Jeżeli nasze działania przynoszą pożytek innym, to także sami stajemy się z tego powodu szczęśliwsi. W samsarze nie jest możliwe osiągnięcie trwałego i absolutnego szczęścia, ponieważ z samej definicji nie jest ona zbiorem trwałych i absolutnych elementów, ale dynamicznie zmieniającą się siecią różnych powiązań. Według Buddy ostateczne szczęście osiąga się wykraczając poza uwarunkowania, nie oznacza to jednak ich odrzucenia i w konsekwencji popadnięcia w "otchłań nicości". Chodzi tu wyłącznie o rozpoznanie iluzoryczności zjawiskowego świata, o rozpoznanie jego niewystarczalności w dążeniu do szczęścia i zrozumienie, że nawet największe szczęście przeżywane w samsarze nie jest czymś trwałym. Identyczna zasada odnosi się również do doświadczeń cierpienia, a uprzytomnienie sobie tego faktu w nawet najcięższych chwilach pozwala na trzeźwiejszy osąd i znalezienie konstruktywnego rozwiązania trapiących nas problemów. Stan trwałego szczęścia będący wynikiem rozpoznania i urzeczywistnienia pustości samsary nazywa się w buddyzmie nirwaną. Rozpoznanie to nie jest jednak wynikiem wyłącznie intelektualnej analizy, ale praktyki medytacyjnej, dzięki której informacja może zostać przyswojona na poziomie psychologicznym.
Tutaj może nasunąć się parę pytań: skoro wszystkie rzeczy nie istnieją w realny sposób, to dlaczego tak istotny jest dla nas stan pozbawiony cierpienia? Czy w ogóle jest jakiś sens rozwiązywania problemu cierpienia, skoro nie tylko ono jest iluzoryczne, ale i doświadczająca go istota oraz wszelkie jej działania? Czy wobec tego buddyjska doktryna śunjaty nie prowadzi do cynizmu wobec cierpienia i nihilizmu? Tak postawione pytania należałoby jednak przeformułować: dlaczego mielibyśmy odrzucać sens takiego zachowania, pełnego współczucia wobec siebie lub innych, skoro doświadczenie cierpienia najczęściej traktowane jest jako realne i w sposób realny przeżywane? Uświadomienie sobie pustości ma jedynie na celu pomóc nam otworzyć przed sobą własny umysł, zobaczyć jego nieograniczony potencjał, a przez to stać się pełniejszymi istotami, które w skuteczny sposób potrafią pracować z cierpieniem nie tylko własnym ale i innych, niezależnie od tego jak iluzoryczne jest to doświadczenie na absolutnym poziomie. Rozpoznanie pustości własnego "ja" oraz "ja" innych nie prowadzi do intelektualnej konstatacji, że "nic nie istnieje", lecz do doświadczenia nieograniczonej absolutnej mądrości, wszechobejmującego współczucia i najwyższego stanu radości. Stwierdzenie, że doktryna Siunyaty przyczynia się do cynizmu, nihilizmu i obojętności na cierpienie może się sprawdzić jedynie w tych przypadkach, w których została ona wyjęta z całego kontekstu pozostałych nauk przekazywanych w buddyzmie. W podobny sposób, używając wyrwanych z kontekstu cytatów z Biblii, można zaprzeczyć słynnemu ewangelicznemu przykazaniu miłości do bliźniego. Postępując według zasad określonych przez jakąś tradycję religijną należy więc mieć na względzie całość jej przekazu, a nie tylko wybrane aspekty.
Warto zauważyć, że wbrew powszechnym poglądom chrześcijańskie podejście do cierpienia nie jest w praktyce aż tak realistyczne, jak może się to pozornie wydawać. W ciężkich chwilach chrześcijanin posiada możliwość oderwania się od doświadczanego cierpienia poprzez modlitwę i wiarę w Boga, który jest dla wierzącego Rzeczywistością Absolutną. Nieprzywiązywanie się do nietrwałych elementów rzeczywistości nie jest więc wyłącznie buddyjską receptą na cierpienie, podobną naukę możemy znaleźć w Ewangelii Św. Łukasza (12, 22-23): "Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie". Chrześcijańska procedura rozwiązywania problemu cierpienia zastosowana w zdrowym stylu nie polega więc na coraz większej wierze w jego prawdziwość i, co za tym idzie, coraz większe się w nim pogrążanie, ale na nabraniu dystansu wobec sytuacji przy pomocy "protezy myślowej" w postaci idei Boga-Sędziego - protezy, ponieważ według chrześcijańskich teologów każda koncepcja dotycząca Boga nie jest jego ostatecznym i całościowym opisem. W buddyzmie protezą taką jest doktryna śunjaty. Obie należą do świata idei, jedna jest łatwiejsza do przyjęcia przez ludzi skłonnych do wiary, a druga łatwiejsza do zaakceptowania przez ludzi z bardziej krytycznym nastawieniem.
Z powyższej próby porównania obu systemów wynika, że proponowana przez chrześcijaństwo procedura jest praktycznym narzędziem w pracy z cierpieniem. Jednak po bliższym przyjrzeniu się jej okazuje się, że owa przydatność odnosi się tylko do pewnego ograniczonego zakresu przypadków. Ograniczoność tej metody spowodowana jest koniecznością uwierzenia w absolutną prawdziwość tylko tego jednego systemu, w przeciwnym wypadku opisana procedura raczej nie przyniesie pozytywnych rezultatów. Warunków takich nie jest w stanie zaakceptować wielu ludzi - bynajmniej nie jest to wynikiem ich złej woli, po prostu osoby dysponujące krytycznymi umysłami dostrzegają nieścisłości w tym systemie i nie są w stanie przyjąć go "na wiarę". Także koncepcja grzechu pierworodnego nie daje wielu pytającym satysfakcjonującej odpowiedzi na pytania o przyczynę wszystkich, różnorakich w swej formie, przejawów cierpienia. Rodzi ona tylko nowe pytania, a znalezienie na nie spójnej odpowiedzi jest jeszcze trudniejsze, co z kolei wymusza powstawanie kolejnych idei, w które należy uwierzyć. Z tego też powodu jest to procedura nieużyteczna dla tych ludzi, którzy znajdują w niej zbyt wiele wewnętrznych sprzeczności, by móc zaufać całej konstrukcji wzajemnie podpierających się dogmatów.
Buddyści, choć przekonani o słuszności swojej drogi, ani nie starają się jej nikomu narzucać, ani nie zwalczają ekspansywnie innych światopoglądów jako niesłusznych czy fałszywych. W obrębie tej religii istnieje wiele różnorakich szkół i tradycji, w których przekazywane nauki dostosowane są do różnych typów odbiorcy. Dlatego buddyści nie mają na ogół problemów z akceptacją wachlarza wielu religii, których wartości odpowiadają różnym jednostkom. W pewnym sensie podejście buddyjskie również może wydać się ograniczone, ponieważ nie znajduje ono uznania wśród ludzi potrzebujących jednoznacznego określenia rzeczywistości, czy też posiadających większe skłonności do wiary niż analizy.
Sądzę, że powinniśmy cieszyć się z duchowego bogactwa naszej cywilizacji i wykorzystywać je zgodnie z własnymi potrzebami w taki sposób, żeby nasze życie osobiste stawało się coraz bardziej wypełnione radością, a tym samym dawało więcej szczęścia całemu światu. Niech takie będą noworoczne życzenia dla czytających te słowa.
. |