Interesuje mnie organizacja "kościoła" (sanghi) buddyjskiego. W chrześcijaństwie są z jednej strony kapłani (diakoni, prezbiterzy, biskupi) a z drugiej mnisi i zakonnicy. Jak to wygląda w buddyzmie. Czy w którejś z jego odmian istnieje coś zbliżonego do urzędu (kapłaństwa?). Fromm chwalił buddyzm za to, że opiera się na autorytecie racjonalnym, tj wynikającym z kompetencji, ale czy istnieją także gdzieś jakieś formy autorytetu innego typu, np. opartego na wieku, urodzeniu, odgórnym urzędowym mianowaniu etc.? |
Na początek kilka słów wyjaśnień. Otóż "sangha" nie jest "buddyjskim kościołem" ponieważ znaczenie tego słowa nie odnosi się do żadnej formalnej instytucji, lecz dotyczy ono w równym stopniu mnichów żyjących w klasztorach, świeckich praktykujących czy też out-siderowskich wspólnot joginów. Lepiej jest tłumaczyć ten termin jako "wspólnota praktykujących Nauki Buddy". Nie jest również możliwe przełożenie struktury Kościoła Katolickiego na realia buddyjskie. Jest tak z prostego powodu: Budda nigdy nie miał ambicji zakładania nowej religii ani tym bardziej tworzenia podwalin pod hierarchiczną instytucję religijną.
Pierwotnie buddyzm funkcjonował w ramach wspólnoty zakonnej, nie był on jednak zastrzeżony wyłącznie dla ludzi, którzy przyjęli mnisie ślubowania. Wielu buddystów było ludźmi świeckimi, a część spośród nich wywodziła się z arystokratycznych rodów. Z czasem, wraz z rozprzestrzenianiem się Nauk Buddy, duże wspólnoty mnichów przybierały coraz bardziej zinstytucjonalizowane formy, dzięki czemu mogły one łatwiej i skuteczniej działać. Różnorakie obowiązki jakie pełnił zarządca dóbr klasztornych, główny bibliotekarz czy pierwszy bas w chórze miały wyłącznie funkcjonalny charakter i nie były powodem do tego, żeby uważać kogoś za duchowy autorytet. Starano się oddzielać czysto organizacyjne funkcje i stanowiska od duchowego przewodnictwa. Warto tutaj wspomnieć, że w niektórych klasztorach buddyzmu zen utarł się zwyczaj, że osobą bezpośrednio odpowiedzialną za utrzymanie czystości w latrynach był sam opat klasztoru.
Przyglądając się buddyzmowi Diamentowej Drogi istniejącemu w Tybecie, można odnieść wrażenie, że jest on mocno zhierarchizowanym systemem o wielu rozgałęzieniach a w jego ramach fukcjonuje wiele mniejszych szkół, linii przekazu itp. W tym przypadku często nasuwają się skojarzenia z katolickim czy też prawosławnym chrześcijaństwem. Jednak istota Diamentowej Drogi znajduje się nie wewnątrz klasztornych murów, ponieważ ta forma buddyzmu powstała poza nimi. Największymi nauczycielami Diamentowej Drogi byli ekscentryczni jogini, mistycy odrzucający sztywne konwencje społeczne jak i ludzie świeccy, którzy prowadzili własne interesy, życie rodzinne itp... W jaki więc sposób doszło do wykształcenia się tak rozbudowanej hierarchii klasztornej? Otóż w Tybecie rozwinięto procedury odnajdywania kolejnych wcieleń (tzw. "tulku") żyjących wcześniej urzeczywistnionych mistrzów buddyjskich, którzy świadomie odradzali się w celu dalszego pomagania innym na drodze do Oświecenia. Kilkuletnie dzieci, w których rozpoznawano, na podstawie niezwykłych zdolności jakie manifestowały, wybitnych wielkich nauczycieli buddyjskich poddawano szczególnej opiece i przygotowywaniom do objęcia ważnych funkcji duchowych przewodników, co najczęściej wiązało się ze wstąpieniem do klasztoru, ponieważ tam właśnie istniały najbardziej dogodne warunki do edukacji dzieci. Oczywiście system ten nie był doskonały, miał lukę - umożliwiał pewne nadużycia, ponieważ stanowił świetne narzędzie w rękach manipulatorów, dzięki któremu mogli realizować prywatne interesy mające niewiele wspólnego z duchowością. Niestety zdarzało się, że korzystano z tego również w ten sposób.
Duchową drogą, którą przekazał historyczny Budda, można podążać na dwa sposoby. Pierwszy to samodzielne studiowanie nauk, medytowanie i pracowanie z własnymi emocjami w oparciu o osobiste poszukiwania. Drugie podejście opiera się na relacji uczeń-nauczyciel. Nauczycielem jest ten kto poprzez praktykę urzeczywistnił pewien etap na drodze do Oświecenia i jest w stanie przekazać innym zarówno swoje doświadczenie jak i metody, które go do niego doprowadziły. Sama praca i sposób wykorzystania udzielonych wskazówek należy jednak do ucznia. Buddyzm, jaki spotykamy na Zachodzie, coraz bardziej dostosowywuje się do potrzeb współczesnych ludzi i nabiera demokratycznych cech odrzucając te elementy, które nie sprawdzają się w nowych warunkach.
Szerszego poglądu na poruszony temat można nabrać po lekturze poniższych tekstów:
"Trzy filary Sanghi" - Zbyszek Andruszkiewicz,
"Królestwo" - Tomek Lehnert,
"Nie potrzebujemy zbyt wiele tradycji" - Szamar Rinpocze,
"Rozprzestrzenianie się Nauki..." - Lama Ole Nydahl,
"Nauczyciel i uczeń" - Lama Ole Nydahl,
"Buddyzm jako żywe doświadczenie" - Lama Anagarika Govinda,
"Kazanie do Kalamów" - Michael Carrithers.