Sposób bycia fragment książki "W obronie szczęścia" Matthieu Ricard
Tłumaczenie: Dorota Bury |
Książka objęta patronatem medialnym "Cyber Sanghi". |
Pod pojęciem "szczęścia" rozumiem wykształcony z upływem czasu stan wewnętrznej pełni doświadczany w każdym momencie życia, stan, który trwa niezależnie od okoliczności. W buddyzmie stan zadowolenia, który powstaje w całkowicie zdrowym i spokojnym umyśle, określa się terminem sukkha. Jest to jakość, która cechuje i przenika każde doświadczenie bez względu na to, czy jest ono radosne, czy bolesne. Jest to głęboki spokój, "w którym zdarzenia i ludzie odbijają się niby w lustrze, niby w tafli przezroczystej wody." Jest to również stan mądrości, bez mentalnych trucizn, oraz stan pozbawionej zaślepiających dogmatów wiedzy o prawdziwej naturze rzeczy.
Godny odnotowania jest fakt, że sanskryckie terminy sukkha i ananda z powodu braku lepszych zamienników tłumaczone są na ogół jako "szczęście" i "radość", choć tak naprawdę słowa te nie mają odpowiedników w zachodnich językach. Termin "dobrobyt" byłby chyba najbliższy znaczeniowo koncepcji sukkha, jednak w dzisiejszych czasach jego znaczenie zredukowano do zewnętrznego komfortu i dość sztucznego poczucia zadowolenia. Termin ananda oznacza więcej niż zwykłą radość, ponieważ obejmuje promieniowanie sukkha, które rozświetla szczęśliwością każdą chwilę i trwa bez przerwy, tworząc kontinuum, które można nazwać "radością istnienia".
Sukkha jest ściśle związana z głębokim zrozumieniem sposobu działania naszego umysłu i z naszą interpretacją świata, bo chociaż trudno zmienić sam świat, można za to zmodyfikować nasz sposób jego postrzegania.
Pamiętam popołudnie, kiedy siedziałem na schodach naszego klasztoru w Nepalu. Monsunowe deszcze zmieniły plac przed budynkiem w wielką kałużę i musieliśmy używać cegieł, żeby się po nim poruszać. Pewna znajoma pojawiła się na drugim brzegu wody, zdegustowana przyjrzała się całemu widokowi i rozpoczęła przeprawę, skacząc z cegły na cegłę. W końcu, kiedy już dotarła do mnie, wzniosła oczy do nieba i wykrzyknęła: "O rany! Wyobraź sobie, co by było, gdybym wpadła w to koszmarne bajoro! Wszystko w tym kraju jest takie brudne!" Znałem dobrze jej charakter, więc przytaknąłem skwapliwie, mając nadzieję, że dodam jej nieco otuchy. Kilka chwil później inna koleżanka, Rafaela, pojawiła się na drugim brzegu tej samej kałuży. Pomachała mi dłonią, po czym zaczęła przeskakiwać z cegły na cegłę. Podśpiewywała sobie przy tym i zeskoczyła na suchy ląd wykrzykując: "Niezła zabawa!" I dorzuciła z oczyma rozjaśnionymi radością: "Pora monsunów ma tę dobrą stronę, że nie ma kurzu". Dwie osoby - dwie zupełnie odmienne wizje świata; sześć miliardów ludzkich istot - sześć miliardów różnych światów.
Rafaela opowiedziała mi o tym, jak podczas pierwszej podróży do Tybetu w 1986 roku spotkała się z człowiekiem, który wycierpiał wiele szykan ze strony chińskich okupantów: "Poprosił mnie, bym usiadła na ławce i poczęstował herbatą, którą trzymał w wielkim termosie. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z człowiekiem z Zachodu. Dużo się śmialiśmy; był naprawdę niezwykły. Miejscowe dzieci podchodziły nieśmiało, żeby przyjrzeć się nam szeroko otwartymi oczami, a on ciągle pytał. Opowiedział mi o tym, jak Chińczycy więzili go dwanaście lat i zmuszali do pracy przy obróbce kamieni na budowę tamy w dolinie Drak Yerpa. Tama ta była całkowicie bezużyteczna, ponieważ tamtejsze strumienie niemal cały czas są wyschnięte! Wszyscy towarzysze jego niedoli zmarli z głodu i wyczerpania. Pomimo okrucieństwa, którego doświadczył, nie wyczułam ani odrobiny gniewu w jego słowach, nie dostrzegłam też żadnego złego uczucia w jego pełnych dobroci oczach. Kładąc się spać wieczorem, spytałam sama siebie, jak to możliwe, żeby człowiek, który tyle wycierpiał, wyglądał na tak szczęśliwego."
Ten zatem, którego cechuje wewnętrzny spokój, nie załamuje się z powodu porażki, ani też nie szaleje, ciesząc się z sukcesu. Potrafi doświadczać tych uczuć z dystansem, rozumiejąc, że są one nietrwałe i nie warto się do nich przywiązywać. Ktoś taki nie może już spaść ze swojego poziomu, nawet jeśli rzeczy przybierają zły obrót i musi stawić czoła życiowym przeciwnościom. Nie popada w depresję, ponieważ jego szczęście opiera się na solidnych fundamentach. Poruszający przykład daje Etty Hillesum, która na rok przed swą śmiercią w obozie koncentracyjnym zauważyła: "Jeśli żyjesz życiem wewnętrznym, nie ma specjalnej różnicy, po której stronie murów obozowych jesteś. (...) Wiem, że w tysiącach obozów koncentracyjnych umarło już tysiące ludzi, mam tego świadomość, i kolejne informacje nie wywołują we mnie niepokoju. W ten czy inny sposób już to wszystko wiem. A jednak nadal uważam, że życie jest piękne i głębokie. W każdej minucie."
Doświadczeniu sukkha towarzyszy w rzeczywistości ograniczona podatność na wpływ dobrych albo złych okoliczności. Altruistyczna i spokojna siła ducha zastępuje brak bezpieczeństwa i pesymizm, które pustoszą tak wiele umysłów. Polski socjolog, Władysław Tatarkiewicz, "specjalista" od szczęścia, twierdzi jednak, że nie można być szczęśliwym w więzieniu, ponieważ szczęście, którego możemy doświadczyć w takich warunkach, nie jest "uzasadnione". Zatem jeśli czujecie się szczęśliwi pomimo trudnych okoliczności, postradaliście rozum! Zgodnie z tym wyobrażeniem tylko zewnętrzne warunki szczęścia mają znaczenie.
Wiadomo powszechnie, że niektóre więzienia mogą stać się piekłem, w którym pojęcia szczęścia i dobra odchodzą całkowicie w niepamięć. Więzień traci wszelką kontrolę nad zewnętrznym światem. W najbardziej restrykcyjnych zakładach karnych ta strata jest często "rekompensowana" totalną i pełną przemocy hegemonią gangów, urzędników i strażników więziennych, tworzących swoiste więzienie w więzieniu.
Większości więźniów znane są tylko uczucia gniewu, zemsty, pragnienia władzy - dają im wyraz z niesłychanym okrucieństwem. Mogamad Benjamin, który większość życia spędził w zakładach karnych w RPA, nie pamięta już, ile osób zabił. Zdarzyło mu się nawet zjeść serce współwięźnia, którego własnoręcznie zamordował. Tak oto gniew tworzy trzecie więzienie w umysłach więźniów. Do tego więzienia można jednak znaleźć klucz.
Fleet Maul, Amerykanin skazany w 1985 roku na 25 lat więzienia za handel narkotykami, tak opisuje swoją historię: "Były to doprawdy piekielne warunki: rodzaj stalowego pudła wewnątrz betonowego budynku z płaskim dachem. Nie było żadnego okna, wentylacji, ani miejsca do spacerowania. Cele były ciągle przepełnione i panował w nich straszny upał. Przez cały czas wszędzie rozlegał się hałas; to była zupełna anarchia. Ludzie ciągle głośno rozmawiali, wrzeszczeli. Cztery czy pięć telewizorów grało jednocześnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. W takim właśnie miejscu siadałem i medytowałem całymi dniami. Kończyłem dzień, medytując cztery lub pięć godzin na górnej pryczy w celi przeznaczonej dla dwóch osób. Pot zalewał mi oczy. Na początku było to bardzo trudne, ale po prostu robiłem to wytrwale." Pod koniec ósmego roku Fleet Maul stwierdził, że całe to doświadczenie przekonało go o "szczególnym znaczeniu praktyki duchowej związanej z siłą współczucia i nieobecnością rzeczywistego ja. Jest to niezaprzeczalne; nie jest to tylko romantyczna fantazja. To moje bezpośrednie doświadczenie."
Pewnego dnia dotarła do niego wiadomość, że bardzo pogorszył się stan zdrowia przebywającego w szpitalu więźnia, z którym wspólnie wykonywał obowiązkowe prace. W trakcie następnych pięciu dni Fleet intensywnie medytował, godzinami siedząc u wezgłowia przyjaciela, towarzysząc mu podczas agonii: "Miał ogromne kłopoty z oddychaniem, wymiotował krwią i żółcią; wycierałem go (...). Od tamtej pory zacząłem często doświadczać bezgranicznej wolności i wielkiej radości. Radości, która wykracza poza wszelkie uwarunkowania, ponieważ nie pochodzi z zewnątrz, nie ma na zewnątrz nic, co mogłoby ją wywołać. Dzięki temu wzrosło moje zaufanie do praktyki: wobec spektaklu cierpienia i depresji, który wykraczał poza wszystko, co można normalnie znieść, doświadczałem czegoś niezniszczalnego."
Przykład ten pokazuje wyraźnie, że szczęście zależy przede wszystkim od naszego wewnętrznego stanu. Gdyby tak nie było, stabilne poczucie pełni - sukkha - byłoby w takiej sytuacji niepojęte.
Przeciwieństwo sukkha jest określane terminem dukkha, na ogół tłumaczonym jako "cierpienie", "nieszczęście" lub, bardziej precyzyjnie, "niedostatek". Nie określa on jednak zwykłego uczucia braku przyjemnych doświadczeń, lecz odzwierciedla naszą podstawową podatność na cierpienie, która może nawet osiągnąć poziom niechęci do istnienia, poczucia, że życie nie zasługuje na to, by je przeżyć, ponieważ nie można znaleźć w nim sensu. Bohater Mdłości Sartre'a mówi: "Gdyby ktoś zapytał mnie, czym jest istnienie, odpowiedziałbym z przekonaniem, że niczym, to po prostu pusta forma (...). Jesteśmy stosem skrępowanych istnień, splątanymi ze sobą, nie mamy najmniejszego powodu, by być tutaj, nikt z nas, żadna żyjąca istota, zagubieni, dręczeni niejasnym niepokojem, czujemy się wobec innych przeszkodą. (...) Ja też jestem przeszkodą (...). Marzę niejasno o zniknięciu, żeby zniweczyć tę zbyteczną egzystencję." Przekonanie, że świat byłby lepszy bez nas, jest częstym powodem samobójstw.
Pamiętam, jak pewnego dnia, podczas publicznego wykładu w Hong Kongu, młody człowiek wstał i zapytał mnie: "Czy mógłbyś podać powód, dla którego mam nadal żyć?" Ta książka jest właśnie skromną próbą odpowiedzi na to pytanie, ponieważ szczęście to przede wszystkim chęć życia. Brak powodu, by dalej żyć, otwiera piekło "niedostatku". Pomimo wpływów, jakie mogą wywierać na nas zewnętrzne warunki, ten niedostatek, tak jak dobrobyt, jest w swej istocie stanem wewnętrznym. Zrozumienie tego to niezbędny wstęp do życia, które w pełni zasługuje na to, by je przeżyć. Powinniśmy wiedzieć, jakie warunki niszczą radość życia, a jakie ją wzmacniają.
Zmiana naszego wyobrażenia o świecie nie oznacza naiwnego optymizmu ani sztucznej euforii mającej zrekompensować strach przed przeciwnościami. Dopóki niezadowolenie i frustracja spowodowane pomieszaniem, które panuje w naszym umyśle, będą codziennie obecne, powtarzanie sobie w kółko: "Jestem szczęśliwy!" będzie ćwiczeniem równie bezużytecznym jak malowanie zniszczonej, pełnej dziur ściany. Poszukiwanie szczęścia nie polega na patrzeniu na życie przez różowe okulary, ani na pozostawaniu ślepym na cierpienie oraz niedoskonałości świata.
Szczęście nie jest też stanem egzaltacji, który musimy za wszelką cenę utrzymywać, lecz oznacza eliminację gniewu i nienawiści - mentalnych trucizn, które dosłownie zatruwają umysł. Dlatego należy zrozumieć sposób, w jaki umysł działa, i wypracować bliższy prawdzie obraz rzeczywistości.
© for the Polish edition by Wydawnictwo Jacek Santorski & CO, 2005. |