Buddyzm jako żywe doświadczenie
Lama Anagarika Govinda Lama Govinda urodził się w Niemczech w 1898 roku. Uważany jest za jednego z czołowych znawców i interpretatorów buddyzmu tybetańskiego. Jego duchowa droga rozpoczęła się od studiów religii i filozofii w Niemczech, studiował także pali i sanskryt na Uniwersytecie w Neapolu. Jako młody człowiek wyjechał na Wschód, do Cejlonu, gdzie kontynuował swoją edukację. Jego pierwsza książka o Buddzie została opublikowana gdy miał dwadzieścia jeden lat. Potem była podróż na północ, na naukową konferencję w Dardżyling, gdzie pokochał Tybet i jego góry. Przez dwa dziesięciolecia mieszkał tam jako studiujący mnich, członek szkoły Kagyu-pa. Studia prowadzone pod kierunkiem mistrzów w tybetańskich pustelniach i klasztorach dały mu bezpośrednie doświadczenie nauk tybetańskiego buddyzmu. Po około dwudziestu latach spędzonych w Tybecie osiadł wraz ze swoją żoną, w klasztorze położonym wysoko w Himalajach niedaleko Almora w Indiach. Autor wielu książek o buddyjskiej filozofii i religii. Zmarł w 1985 roku w Kaliforni, gdzie żył nieopodal Ośrodka Zen w Marin County. |
To, czego Budda mógł nauczać słowami, było ułamkiem tego, czego uczył swą osobowością i żywym przykładem. To wszystko było znów tylko ułamkiem jego duchowego przeżycia. Sam Budda świadom był niedoskonałości słów, wzbraniał się przed głoszeniem swej nauki i ujmowaniem jej w słowa, ponieważ była to nauka głęboka, trudna do urzeczywistnienia, samym tylko rozumem niepojmowalna. (Niemniej istnieją wciąż ludzie, którzy widzą w buddyzmie nic więcej jak tylko religię rozumu (rozsądku), przy czym rozum rzadko rozumieją jako coś więcej niż zeszłowieczny racjonalizm, czy aktualne "ostatnie" odkrycia nauki!
Gdy Budda zdecydował się - ze współczucia dla tych nielicznych, których oczy pokrywało tylko trochę kurzu - mimo wszystko objawiać prawdę, zdecydowanie unikał formułowania prawd o rzeczach ostatecznych i wzbraniał się odpowiadać na pytania dotyczące nadziemskiego stanu urzeczywistnienia albo innych podobnych kwestii, wykraczających poza możliwości ludzkiego intelektu. Ograniczał się do ukazywania praktycznej drogi prowadzącej do rozwiązania wszystkich tych problemów; pokazywał ją słuchaczom w sposób zawsze dostosowany do ich możliwości percepcji. Mówiąc do chłopów używał wyrażeń z zakresu uprawy roli, do rzemieślników mówił w przypowieściach bazujących na ich działalności zawodowej, do braminów - w języku filozoficznym i w przypowieściach odpowiadających ich światopoglądowi albo odnoszących się do ich praktyk ofiarnych, do mieszczan i ojców rodzin mówił o cnotach obywatelskich i rodzinnych. Głębsze aspekty swej nauki i doświadczenia najwyższych przeżyć medytacyjnych przekazywał wąskiemu kręgowi zaawansowanych uczniów, przede wszystkim zaś członkom swego zakonu mniszego.
Późniejsze szkoły buddyjskie pozostały wierne tej zasadzie, dopasowując swe metody nauczania i sposoby urzeczywistnienia ich zarówno do potrzeb jednostki, jak i duchowego (albo historycznie uwarunkowanego) poziomu rozwoju swej epoki. W trakcie rozwijania się, pogłębiania i rozprzestrzeniania się filozofii buddyjskiej wyłoniła się z niej wielka mnogość metod nauczania, których celem było właściwe podejście do każdego stanu umysłu. I jak Budda prowadził swych uczniów na różnych poziomach, tak i późniejsze szkoły buddyjskie zastrzegały trudniejsze aspekty swych nauk, wymagające wyższego poziomu zaawansowania dla tych, którzy posiadali niezbędne ku temu wiadomości wstępne.
Zaawansowane nauki nazywano często ezoterycznymi albo tajemnymi. Nie miało to jednak na celu przeszkadzać komukolwiek w osiągnięciu wyższych poziomów poznania. Chciano tylko uniknąć próżnego gadania i czczych spekulacji, które niewtajemniczonego zwodzą ku intelektualnemu wyobrażaniu sobie wyższych stanów świadomości, zamiast skłaniać go do podejmowania wysiłków osiągnięcia ich w doświadczeniu. Nauki związane z określonymi stadiami medytacji zrozumiane być mogą tylko przez tych, którzy sami już te stadia osiągnęli.
Budda zdecydowanie odrzucił otaczanie się tajemniczością, co często czynili aroganccy kapłani, którzy wiedzę swą albo swój urząd traktowali jako przywilej swej kasty. Kiedy wyjaśniał, że nauk swych nie dzieli na wewnętrzne i zewnętrzne (tzn. na nauki ezoteryczne i egzoteryczne) i że nie zatrzymuje niczego dla siebie, to nie dzielił ludzi na mędrców i głupców, ale chciał nauczać wszystkich, którzy pragną za nim pójść. Nie istniało więc ze strony Buddy żadne ograniczenie; jeśli już, to ze strony słuchaczy: w zakresie ich zdolności pojmowania -to Budda kreśli wyraźną linię między tym co wie, a tym co uważa za właściwe przekazać.
Kiedy pewnego razu Czcigodny przebywał w lesie Simsapa, wziął pełną garść liści, pokazał swym uczniom i powiedział, że ta garść liści stanowi zaledwie ułamek wszystkich liści całego lasu i podobnie niewielki ułamek tego co wie, stanowi to, co głosi. Chciał swym uczniom udostępnić tyle, ile przydatne im będzie do osiągnięcia wyzwolenia.
Ten rodzaj rozróżnienia każdy nauczyciel wypracować musi sam, nie tylko w sensie ogólnym ale i w każdym przypadku indywidualnym. Dharmy nie powinno się wmuszać tym, dla których jest ona obojętna, albo tym, którzy do niej nie dojrzeli. Powinno się ją dawać tym tylko, którzy pragną poznania i stosowania do okoliczności we właściwym czasie i miejscu.
Tekst zaczerpnięto z antologii "Buddyzm" opracowanej przez Jacka Sieradzana, |