Świadomość i mózg
Hoimar von Ditfurth O relacjach buddyzmu ze współczesną nauką można poczytać na stronie www.mindandlife.org. Polecamy również książkę "Nieskończoność w jednej dłoni". |
(...)
Aby nie być posądzonym o nadmierną pedanterię, chcę się ograniczyć do tego, żeby za pomocą analogii wyjaśnić dualistyczne spojrzenie na związek między mózgiem, bezspornie "stworzonym" przez ewolucję, i również bez wątpienia zależną od niego "świadomość". Wydaje mi się, żę między mózgiem i przeżywaną przez jego posiadacza świadomością powstaje związek, który porównywalny jest z instrumentem muzycznym (lub "nosicielem tonów") i kompozycją. Również w tym przypadku "powstanie instrumentów muzycznych" - historia rozwoju budowy instrumentu jak też konkretne wyprodukowanie aktualnie wykorzystywanego instrumentu - jest nieodzownym warunkiem wstępnym, aby zabrzmiała konkretna kompozycja w stwierdzanej zmysłowo rzeczywistości. Również tutaj można bez zastrzeżeń konstatować: "muzyka występuje jedynie w związku z instrumentami muzycznymi".
Ale jak bardzo by to nie było bezsporne, nikomu nie wolno z tego wyciągać wniosku, że instrument (lub jego użytkownik) stwarza aktualnie dostarczaną do zmysłu słuchu kompozycję. Instrument i osoba posługująca się nim umożliwiają jej zaistnienie w naszej rzeczywistości. Jednak sonata Mozarta nie przestanie w żadnym przypadku egzystować, jeśli instrument zostanie odłożony (lub gdy spali się nuty), za pomocą którego została odtworzona. Tego, że o "stworzeniu" przez instrument nie może być mowy, dowodzi możliwości jego wymiany oraz to, że ten sam utwór może być wykonywany na skrzypcach lub na flecie, albo na jeszcze innym instrumencie; jest to możliwość, z której Bach i jemu współcześni całkiem świadomie obficie korzystali.
Tak, jak ja - aktywnie, jako grający lub pasywnie, jako słuchacz - jestem zależny od pośrednictwa instrumentu, aby uzyskać kontakt ze światem, w którym muzyka obiektywnie egzystuje, lub od odczytania partytury w jej fizycznej reprezentacji, jaką jest zapis nutowy, tak też, w całkiem analogiczny sposób, jestem skazany na pośrednictwo żywego mózgu, jeśli nie chcę uczestniczyć w świecie, w którym egzystuje "obiektywny duch". Dlatego mogę uznać mózg za warunek mojej świadomości, nie akceptując zarówno stwierdzenia, że moja świadomość musi być "wytworem" (lub cechą "systemową") fizycznego organu znajdującego się w głowie. Dlatego też mogę uznać i opisać historię rodową, ewolucyjnie rozwijającą się naturę mojej świadomości, bez potrzeby uznania jej za produkt "stworzony" przez tę historię. Tak, masz pełne prawo mówić o tym, że ewolucja "wydobyła" moją świadomość bez zmuszania mnie do uznania tego za "akt stworzenia". Również możliwość dostępu do świata muzyki została najpierw stworzona przez historyczny postęp w budowie instrumentów i potem poprzez ciągłe ich doskonalenie.
Nie wolno tego porównania nadużywać. Podkreślam jeszcze raz, że pozornie wszystkie te przemyślenia stanowią tylko analogię, za pomocą której możliwe jest realne odróżnienie "wytworzenia" zjawisk w drodze procesu fizycznego od jego "stworzenia". Nie uważam więc, że stosunek między instrumentem muzycznym i kompozycja na nim wykonywaną mógłby być uznany za model, za pomocą którego dałoby się wytłumaczyć zależności między mózgiem i świadomością, której jest on pośrednikiem. Ale z drugiej strony, nie uważam tej analogii za przypadkową. W każdym razie wydaje mi się dopuszczalne założenie, że szczególny i swoisty wymiar rozkoszowania się muzyką mógłby być związany z tym, że pozwala nam przeżyć odkrycie tej struktury "właściwej rzeczywistości", którą mamy przyjąć poniekąd, za niedoskonałym odbiciem w naszych głowach, jako oryginał. To samo obowiązywałoby wówczas, z tych samych powodów, wobec intelektualnej rozrywki, jaką może dać kontakt z "czystą" matematyką. (...)
Fragment eseju "Mózg, świadomość i perspektywa tamtego świata" zamieszczonego w zbiorze tekstów |