Walka o duszę Tybetu
Julian Gearing
Przedstawiony tekst ukazał się w prestiżowym anglojęzycznym tygodniku Asia Week z 20.10.2000.
|
Wśród uchodźców tybetańskich trwa spór o prawdziwą inkarnację jednego z wielkich lamów, a na całym procesie odcisnęły swe piętno Chiny.
Urdzien Trinlej wciąż jeszcze potrafi zdobyć się na uśmiech, lecz jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. Żywiołowe zainteresowanie mediów jego osobą ustąpiło miejsca nudzie, a dni oczekiwania zamieniają się powoli w miesiące. Odizolowany, niczym w złotej klatce, w klasztorze Gyuto, położonym poniżej rezydencji Dalaj Lamy w Dharamsali, ten piętnastoletni Lama Karmapa udziela krótkich audiencji pielgrzymom buddyjskim, przyjmując rytualne szale i rozdając czerwone wstążeczki. Enigmatyczny Urdzien Trinlej strzeżony jest przez żołnierzy i nie wolno mu udzielać wywiadów. Jego los spoczywa głównie w rękach władz Indii, które będą musiały zdecydować, czy chcą się narazić na gniew Chińczyków, pozwalając Karmapie osiąść na tronie w jego siedzibie na wygnaniu - klasztorze Rumtek w Sikkimie. Niespodziewane przybycie Urdziena Trinleja do Indii dziewięć miesięcy temu zaskoczyło gospodarzy i wprawiło ich w zakłopotanie.
Społeczność tybetańskich uchodźców i dziennikarze z całego świata ekscytowali się wówczas opowieścią o tym, jak wysoki i przystojny młody Karmapa przedzierał się przez ośnieżone górskie przełęcze i strzeżone granice, by uciec z kontrolowanej przez Chiny ojczyzny. Ucieczka ta przywoływała wspomnienie podobnej podróży Dalajlamy w roku 1959. Wielu zastanawiało się, czy ten charyzmatyczny chłopiec może się stać następcą starzejącego się przywódcy tybetańskiej diaspory. Jest to pytanie domagające się pilnej odpowiedzi również ze względu na Tybetańczyków spoza Indii, coraz bardziej zaniepokojonych wewnętrznymi sporami oraz brakiem postępów w dążeniach do podjęcia dialogu z Chinami o przyszłości Tybetu.
Kim jest Urdzien Trinlej? I czy naprawdę jest 17 Karmapą, trzecim co do znaczenia przywódcą religijnym Tybetu po Dalajlamie i Panczenlamie? Wyrwany z życia w namiocie rodziny nomadów, został on osadzony z błogosławieństwem Pekinu w klasztorze Tsurpu w Tybecie, jako głowa liczącej sobie 900 lat szkoły Karma Kagyu, jednej z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Nad tą decyzją unosi się jednak cień poważnych oskarżeń pod adresem jego popleczników, obwinianych o oszustwa i polityczne malwersacje. W rezultacie w roku 1994 pojawił się rywal do tytułu Karmapy, a od przybycia Urdziena Trinleja do Dharamsali kontrowersja ta jeszcze się pogębiła. Jego wyjazd z Chin nie tylko pogłębił podziały wewnątrz szkoły Kagyu, lecz również zwrócił uwagę opinii publicznej na ledwie skrywaną waśń pomiędzy Kagyu a dominującą szkołą Gelugpa, której przewodzi Dalajlama.
Co istotniejsze, kontrowersja w sprawie Karmapy rzuciła także mocniejsze światło na rosnące zaangażowanie Pekinu w proces wyboru czołowych lamów buddyzmu tybetańskiego. Jeżeli to Chińczycy zaczną decydować o tym, kto ma być kolejnym Dalajlamą czy Panczenlamą, przypieczętuje to ich pełną kontrolę nad Tybetańczykami, których głęboka pobożność każe im widzieć w lamach najwyższe autorytety. Ta koszmarna wizja staje się w oczach uchodźców z Tybetu coraz żywsza.
Dalajlama, postrzegany powszechnie jako jedyna osoba zdolna do utrzymania jedności tybetańskiej diaspory, ma dziś 65 lat. "Kiedy umrze, zrobi się niebezpiecznie" - mówi Thupten Rikey, wydawca "Tibet Journal", ukazującego się w Dharamsali. Obawy te spotęgował jeszcze niedawny wypadek samochodowy lamy. - "Jeśli on umrze, a Chinom uda się uzyskać wpływ na wybór jego następnej inkarnacji lub wręcz ją wyznaczyć, uchodźcy znajdą się w poważnych opałach" - stwierdza znawca Tybetu mieszkający w Hong Kongu. - "Wiele może zależeć od tego, jak rozegra się sprawa Karmapy".
Człowiekiem odpowiedzialnym za rozpoznanie i intronizację Urdziena Trinleja jako 17 Karmapy jest 45-letni Tai Situ Rinpocze. Jako jeden z czterech regentów, zabezpieczających ciągłość linii Karma Kagyu, darzony jest on szacunkiem przez wyznawców zarówno z Tybetu jak i z Zachodu. Jego wysiłki w rozprzestrzenianiu nauk budyjskich, dharmy, wysławiane są przez setki tysięcy buddystów od Taipei po Nowy Jork. Pokładają oni również zaufanie w jego osądzie dotyczącym tak kluczowych kwestii jak rozpoznanie kolejnej inkarnacji Karmapy.
Tai Situ mieszka obecnie w swoim nowym, przestronnym klasztorze w Sherabling. Uprzejmy i o łagodnym głosie, stanowczo stwierdza, że Urdzien Trinley jest prawdziwą inkarnacją nieżyjącego, darzonego wielkim poważaniem 16 Karmapy. "Nie ma tu czego udowadniać" - powiedział dziennikarzowi "Asia Week". - "To już jest dowiedzione. Karmapa to Karmapa. Budda to Budda, Dalajlama to Dalajlama. A my jesteśmy wiernymi. To wszystko".
Ten niski mnich w okularach posiada wpływy, władzę i z pewnością pieniądze. Podczas gdy grupa zachodnich buddystów czeka na jego błogosławieństwo, artysta z Bhutanu wykańcza wielki posąg Buddy, stojący w głównej sali modlitewnej nowoczesnego klasztoru, położonego na 47 akrach lesistych wzgórz. Jeden z 200 tutejszych mnichów czyści duże zdjęcie Urdziena Trinleja, umieszczone na tronie. Wygodna recepcja, kawiarenka na powietrzu i zaparkowane od frontu auta z napędem na cztery koła sprawiają, że miejsce to w niczym nie przypomina ciemnych i zaszczurzonych pomieszczeń w średniowiecznych klasztorach Tybetu. Z jasnych kwater mnichów dobiegają dźwięki zachodniej muzyki rozrywkowej i tylko przepastna sala modlitewna kojarzy się z dawnym Tybetem.
Poszukiwanie Karmapy, mówi Tai Situ, "przeprowadzono zgodnie ze wskazówkami jego poprzednika", który, zdaniem lamy, przekazał je w formie listu. To właśnie szkoła Kagyu zapoczątkowała dziewięć stuleci temu praktykę odnajdowania inkarnacji wielkich lamów. Tybetańczycy wierzą, że wysoko rozwinięci lamowie potrafią, posługując się listami, proroczymi snami i medytacjami, odnajdywać tulku, czyli oświeconych. Tai Situ także jest tulku.
Jego krytycy mówią jednak o drugiej twarzy lamy. Oskarżają go o fałszerstwo, posługiwanie się przemocą i groźbami, oszukanie Dalajlamy i wchodzenie w układy z Pekinem; wszystko to w celu przejęcie kontroli nad szkołą Kagyu. Osoba Tai Situ niepokoi również rząd Indii, który w ubiegłym miesiącu został ostrzeżony przez Chiny, by nie udzielał Urdzienowi Trnlejowi azylu w Sikkimie. W latach 1994-98 regent miał zakaz wjazdu do Indii w związku z oskarżeniami o działalność antyindyjską i "przestępczą". Obecnie nie wolno mu wjeżdżać do Sikkimu.
Przedmiotem troski władz indyjskich jest również kwestia zachowania prawa i porządku, w związku z awanturami pomiędzy mnichami Tai Situ i stronnikami jego rywala, Szamara Rinpocze, również regenta Kagyu. To właśnie Szamar Rinpocze przedstawił innego kandydata do tronu Karmapy, Taje Dordże.
Podczas gdy Urdzien Trinlej tkwi w Dharamsali, siedemnastoletni Taje Dordże, potajemnie przemycony poza Tybet przed sześcioma laty, swobodnie porusza się po świecie, udzielając nauk. "Ludzie powinni uzyskać pewność co do tego, że jest on prawdziwym Karmapą, ponieważ został odnaleziony zgodnie z tradycją szkoły Karma Kagyu" - powiedział "Asia Week" Szamarpa, lama o nadętej twarzy, który sześć lat temu odnalazł Taje Dordże, mieszkającego wówczas w świątyni Jokhang w Tybecie. Szamar Rinpocze kierował się wskazówkami ze snu, medytacji i innych pomyślnych znaków. "16 Karmapa potwierdził moją pozycję jako drugiego rangą w szkole Kagyu" - dodaje. - "Szamarpowie zgodnie z naszą historią posiadają upoważnienie do odnajdywania i rozpoznawania inkarnacji Karmapy".
Ten pat oznacza dla obu pretendentów konieczność pozostawania w cieniu, w oczekiwaniu na intronizację i założenie świętej Czarnej Korony. Ceremonia ta powinna się odbyć w dniu 21 urodzin Karmapy. Historia sukcesji duchowej Tybetu nie znała dotychczas tak poważnego kryzysu. Istnieli konkurujący ze sobą pretendenci, lecz potwierdzenie uzykiwał tylko jeden. Teraz istnieje dwóch oficjalnie potwierdzonych Karmapów.
Tai Situ lekceważy swoich rywali. "Czujemy smutek, że coś takiego się wydarzyło", mówi. - "Jest wielu ludzi, którym obce jest imię Buddy, którzy źle reprezentują buddyzm. Nie możemy pozwolić, by nas to stresowało". Siedząc na tronie w swym pokoju przyjęć, Tai Situ nie wygląda na zestresowanego. W wojnie propagandowej posiada zdecydowaną przewagę z jednego, prostego powodu: Urdziena Trinleja popiera Dalajlama. A to oznacza, że także większość Tybetańczyków. Tai Situ udało się nawet przekonać, tak zwykle sceptyczne, międzynarodowe media. Karmapą jest Urdzien Trinlej, piszą dziennikarze. I nie zadają żadnych pytań.
Pomimo tego obecnie, gdy poszukiwanie inkarnacji wielkich lamów nie odbywa się już za szczelną zasłoną Himalajów, pytania zaczynają się mnożyć. Kwestia ta przyciąga uwagę świata również dzięki rosnącej popularności buddyzmu tybetańskiego, który fascynuje nawet gwiazdy Hollywood, takie jak Richard Gere czy Pierce Brosnan. Sprawa stała się przedmiotem niezależnych dochodzeń, badań, książek, a także debat w Internecie. Czy ten wyjątkowy w swej naturze proces stał się ofiarą nadużyć? Czy rzeczywiście jego protektorzy zamienili całą rzecz w farsę, w osobistym dążeniu do władzy i bogactwa?
Odpowiedzi należy szukać w niedawnych, zmiennych kolejach losu tej średniowiecznej religii. Tai Situ został w wieku osiemnastu miesięcy rozpoznany jako dwunasta inkarnacja w linii nauczycieli duchowych, działających u boku Karmapy. Mieszkał on jednak w kraju okupowanym, bowiem cztery lata wcześniej armia chińska zakończyła "pokojowe wyzwalanie" Tybetu. Akt ten przypieczętowało siedemnastopunktowe porozumienie, podpisane przez Pekin z przedstawicielem Tybetu, Ngabo Ngawangiem Jigme. Ngabo do dziś jest za swój postępek przeklinany przez rodaków.
Gdy u zarania antychińskiej rewolty w roku 1959 Karmapa wydostał się z Tybetu, Tai Situ podążył za nim. Wkrótce potem uciekł również Dalajlama. Represje chińskie sięgnęły szczytu podczas rewolucji kulturalnej w latach 1966-67, kiedy zniszczono ponad 6000 klasztorów oraz zabito, uwięziono i wygnano dziesiętki tysięcy mnichów i mniszek. Po dojściu do władzy Deng Xiaopinga pod koniec lat 70, komunistyczne Chiny próbowały naprawić część z tych zniszczeń. Zezwolono wówczas na odbudowę niektórych klasztorów i podjęcie ograniczonych praktyk religijnych. Jednakże władze Chin, po nieudanych próbach zmiażdżenia oporu Tybetańczyków siłą, zaczęły szukać możliwości wpływania na wybór najważniejszych lamów. Na okazję nie przyszło im czekać długo.
Po śmierci 16 Karmapy w wieku 56 lat, w roku 1981, czterej młodzi regenci linii - Tai Situ, Szamarpa, Dzialtsab Rinpocze i Dziamgon Kongtrul Rinpocze - na których spoczywał obowiązek odnalezienia następnej inkarnacji mistrza, stanęli przed poważnym wyzwaniem. 16 Karmapa był przywódcą utalentowanym i charyzmatycznym. Osiadłszy w swej siedzibie, klasztorze w Rumteku, zbudował duchowe i światowe imperium, obejmujące miliony wyznawców i olbrzymi majątek. Od dawna także pozostawał w niezgodzie z Dalajlamą, a jego sikkimski klasztor stanowił alternatywny ośrodek władzy wobec rządu w Dharamsali.
Prowadzenie poszukiwań kolejnej inkarnacji Karmapy tadycyjnie przypadało na zmianę aktualnym inkarnacjom Szamarpy i Tai Situ. Szamarpa przez 200 lat skazany był na banicję na skutek działań poprzednich Dalajlamów, jednak 14 Dalajlama, w dążeniu do zjednoczenia Tybetańczyków, przywrócił mu w 1963 roku pełnię uznania. W feudalnej hierarchii Karma Kagyu powrót Szamarpy jako drugiego w linii po Karmapie oznaczał zepchnięcie Tai Situ i jego uczniów o szczebel niżej. Podłoże konliktu było gotowe.
Zła krew spowodowała zastój w poszukiwaniach 17 Karmapy. Jednocześnie regenci dostrzegli swoją szansę we wciąż rosnącej liczbie popularnych i mogących przynieść im korzyści ośrodkach dharmy w Azji i na Zachodzie. Tai Situ zaczął jeździć z naukami za granicę, tworząc lukratywny krąg ośrodków i wyznawców, dzięki czemu zyskał sobie w Hong Kongu przydomek "Ostatniego cesarza" - za sprawą swego upodobania do drogich apartamentów hotelowych. W Szkocji zaprzyjaźnił się z Akongiem Tulku Rinpocze, który założył tam ośrodek buddyjski Samye Ling. To właśnie Akong pierwszy dostrzegł sposobność, jaką dawała nowa chińska polityka "otwartych drzwi".
W swych zabiegach o pozyskanie względów uchodźców, Chińczycy zaczęli zezwalać na prowadzenie przez rząd w Dharamsali misji "zbierających informacje" w Tybecie, a także na prywatne wizyty w kraju. Akong Tulku, odwiedziwszy zarówno Tybet jak i stolicę Chin, rozpoczął realizację cyklu akcji pomocy humanitarnej, prowadzonych przez jego organizację charytatywną "Rokpa". Został również przedstawicielem Tai Situ do kontaktów z władzami chińskimi. Sam regent otrzymał zezwolenie na czteromiesięczną wizytę w Tybecie, podczas której przedstawił propozycje działań w sferze edukacji i opieki zdrowotnej, a także w dziedzinie zachowania i propagowania kultury buddyjskiej. "Wszyscy na wygnaniu, od Dalajlamy po zwykłych Tybetańczyków, staramy się współpracować ze wszystkimi w Tybecie. To nasz obowiązek" - mówi Tai Situ. Podejmował on wraz z Akongiem pozorowane akcje pomocy rodakom i odbudowy zniszczonej infrastruktury religijnej. W uznaniu zasług, Pekin ogłosił Akonga "Żywym Buddą".
Opóźnienie w odnalezieniu 17 Karmapy doprowadzilo do wysuwania wzajemnych oskarżeń. Poplecznicy Tai Situ ropoczęli kampanię listów i faksów, obwiniając za wszystko Szamarpę. Wytoczyli przeciwko niemu - i przegrali - sprawę sądową, twierdząc iż usiłował ukraść majątek Karmapy. 19 marca 1992 roku Tai Situ zaprezentował trzem pozostałym regentom list na kartce A4, rzekomo napisany przez 16 Karmapę, zawierający wskazówki do odnalezienia jego inkarnacji. Szamarpa był zaszokowany. "Ten list był oczywistym fałszerstwem" - mówi. - "Zbadałem go słowo po słowie i przekonałem się, że charakter pisma nie przypomina stylu 16 Karmapy, za to bardziej styl Tai Situ. Jednak Tai Situ stanowczo odmówił poddania listu ekspertyzie grafologicznej".
Tai Situ przefaksował następnie kopię listu do Dalajlamy, informując go, że wszyscy regenci potwierdzili jego autentyczność (chociaż Szamarpa tego nie uczynił). Na tej podstawie Dalajlama zaakceptował odnalezioną inkarnację. Był to w wykonaniu Tai Situ przewrót polityczny. Wmanipulował on Dalajlamę w podjęcie interwencji w najważniejszej sprawie dotyczącej innej szkoły buddyjskiej. Szamarpa był przerażony. "Zajmowanie się tym nie należy do Dalajlamy" - mówi. - "Wszyscy Karmapowie w przeszłości byli ropozanawani w obrębie własnej linii Kagyu".
Oświadczono, że Urdzien Trinlej został rozpoznany na podstawie wskazówek z listu. Jednak krytycy Tai Situ utrzymują, że jeszcze przed zapewnieniem sobie akceptacji Dalajlamy, regent wyprawił się do Tybetu, znalazł swojego Karmapę i uzgodnił ten wybór z Pekinem. Miał on również w 1991 roku udzielić Urdzienowi Trinlejowi w Tybecie buddyjskiego przekazu mocy [inicjacji]. W tym samym roku, jak twierdzi osoba związana z rządem Chin, Pekin wydał wewnętrzną dyrektywę, zezwalającą mnichom z Tsurpu na poszukiwanie nowego Karmapy "na podstawie testamentu 16 Karmapy". Według naszego tybetańskiego informatora "Wskazuje to, że Tai Situ był prawdopodobnie powiązany z Chińczykami, bowiem tylko on miał list - przepowiednię". (Komentarz regenta przypomina słowa jego przyjaciela, Akonga Tulku: "Staramy się współpracować ze wszystkimi Tybecie. To nasz obowiązek").
Podczas wystawnej ceremonii z udziałem tysięcy ludzi Urdzien Trinlej, nazywany przez niektórych "chińskim Karmapą", został osadzony w tybetańskim klasztorze Tsurpu. Wydarzenie to oznaczało, że po raz pierwszy w historii władze komunistycznych Chin uczestniczyły w rozpoznaniu wielkiego tybetańskiego lamy.
Konflikt wśród uchodźców tybetańskich narastał. W roku 1993 poplecznicy Tai Situ siłą usunęli z klasztoru w Rumteku Szamarpę i jego zwolenników. W rok później Urdzien Trinlej został zaproszony do odwiedzenia placu Tiananmen i Wielkiej Hali Ludowej w Pekinie. Otrzymał gratulacje od przywódcy chińskiego Jiang Zemina, wraz z zaleceniem, by pracował dla pożytku ojczyzny i partii komunistycznej.
Zadowoleni z udanej ingerencji w proces rozpoznania Karmapy, Chińczycy wkrótce potem wykonali następne posunięcie. W 1989 roku zmarł 10 Panczenlama i nie odnaleziono jego kolejnej inkarnacji. W roku 1993, podczas tajnego spotkania wysokich urzędników chińskich i przedstawicieli władz okupowanego Tybetu, powstał plan odebrania Dalajlamie kontroli nad wyborem duchowych przywódców tybetańskich. Gdy w 1995 roku Dalajlama ogłosił odnalezienie pięcioletniego Gedhuna Czeokeji Njimy jako nowego Panczenlamy, Chińczycy aresztowali chłopca. Oznajmili, że nowym Panczenlamą jest Dzialtsen Norbu, pięcioletni syn tybetańskiego funkcjonariusza partii komunistycznej. Pociąga to za sobą implikacje niebezpieczne dla samego Dalajlamy. Obaj lamowie należą do szkoły Gelug i to właśnie Panczenlama rozpoznaje inkarnacje Dalajlamy. W rękach Chińczków są zaś obydwaj Panczenlamowie.
Narastały również problemy Dalajlamy wewnątrz społeczności uchodźców. Krytykowano go za "przedwczesne" ujawnienie inkarnacji Panczenlamy, co spowodowało pochwycenie chłopca przez Chińczyków. Kolejny wzrost napięcia przyniósł wydany przez niego zakaz uprawiania kultu tradycyjnego bóstwa szkoły Gelug, zwanego Szugden. Jak to wyjaśnił Dalajlama, kult ten "jest szkodliwy dla rządu tybetańskiego i dla narodu". Posypały się protesty praktykujących w szkole Gelug, zarówno w Indiach jak i na Zachodzie. "Dalajlama odmawia nam prawa do praktyki religijnej, narusza prawa człowieka" - skarży się Geshe Kalsang Gyatso, przewodzący przypominającej sektę grupie z Manjushri Center w Anglii. Krwawe zabójstwo Lobsanga Gyatso, poważanego zausznika Dalajlamy, oraz dwóch jego uczniów w 1997 roku, wzmogło obawy o życie samego przywódcy Tybetańczyków. Wszystko to stanowiło pożywkę dla chińskiej machiny propagandowej. Niektórzy uważają, że Chiny zaczęły finansować działalność grup przeciwnych Dalajlamie.
Ingerencja Dalajlamy w proces odnalezienia inkarnacji Karmapy przyniosła dalsze napięcia w i tak już niełatwych stosunkach pomiędzy szkołami Kagyu i Gelug. Ożyły gorzkie wspomnienia z lat 60, kiedy to brat Dalajlamy, Gyalo Thondup, usiłował poddać wszystkie szkoły buddyzmu tybetańskiego kontroli Gelugpów, w razie konieczności nawet siłą. Kiedy czternaście osiedli uchodźców zjednoczyło swe wysiłki w celu zniweczenia jego planów, w społeczności tybetańskiej wybuchły niepokoje. W marcu 1977 roku przywódca zbuntowanych osiedli, Gungthang Tsultrim został zabity kilkoma strzałami z bliskiej odległości. Morderca oznajmił, że otrzymał od rządu tybetańskiego na wygnaniu 300 000 rupii. Twierdził, że oferowano mu jeszcze więcej za zamordowanie Karmapy.
Gdy w styczniu tego roku Dalajlama przygarnął Urdziena Trinleja po jego ucieczce z Tybetu, odżyły nadzieje na pojednanie obu szkół. Fakt, że młody uciekinier udał się do Dharamsali, a nie do tradycyjnej siedziby Karmapów w Rumteku (Sikkim), mógł świadczyć o tym, że szuka on schronienia u Gelugpów. Zgadzało się to z ambicjami tej szkoły, by zjednoczyć wszystkie tradycje duchowe Tybetu pod swoimi skrzydłami. W obliczu nękających szkołę Gelug kłopotów, był to prawdziwy zastrzyk dla jej morale. Ponieważ Dalajlama jest coraz starszy i nie potrafi doprowadzić do dialogu z Pekinem, pojawiają się wśród Tybetańczyków żądania bardziej radykalnego, być może połączonego z użyciem siły, podejścia do kwestii przyszłości kraju. W obawie przed chaosem i powstaniem "gniewniejszej formy tybetańskiego nacjonalizmu" Dharamsala wezwała ostatnio Chiny do podjęcia negocjacji z Dalajlamą. Bez jego "moderującego oddziaływania", piszą autorzy 45-stronicowego raportu opublikowanego przez rząd na wygnaniu, "różne frakcje zaczną podejmować różne akcje".
Przybycie Urdziena Trinleja do Indii pomogło także Tai Situ. Regent przeliczył się bowiem w swych rachubach. Oddanie Karmapy w chińskie ręce trafiło weń rykoszetem. Gdy tylko Pekin zdobył swojego "żywego Buddę", Tai Situ przestał mu być potrzebny. Później z przerażeniem przyglądał się osadzeniu na tronie konkurencyjnego Karmapy, Taje Dordże. Podczas ceremonii intronizacji w 1994 roku, w International Karmapa Buddhist Institute w New Delhi, zwolennicy Tai Situ ciskali w jej uczestników kamieniami i obelgami, krzycząc: "To fałszywy Karmapa! To wybór polityczny!" Podczas trwających godzinę zamieszek wybito okna i poraniono wiele osób, zanim porządek przywróciła indyjska policja.
Urdzien Trinley kisił się w Tybecie, a jego mentor z rozpaczą obserwował sukcesy Taje Dordże, który przyciągał do siebie zwolenników i dotacje, podróżując po różnych krajach i udzielając nauk. Oto wypowiedź zwolennika Taje Dordże z Monachium: "Tai Situ zobaczył jakie tłumy przyszły na spotkanie z Taje Dordże w Niemczech; podobnie było na Tajwanie. Situpa tracił wpływy. Musiał działać, musiał wyciągnąć Urdziena Trinleja z Tybetu, żeby móc podjąć współzawodnictwo".
Jak wypada porównanie obu rywali do tytułu Karmapy? W sierpniu Taje Dordże, udzielając nauk i błogosławieństw zgromadzeniu tysiąca uczniów w Dordogne we Francji, wydawał się być w swoim żywiole. Jego odpowiedzi na teologiczne pytania obecnych świadczyły o tym, że nie jest nieukiem. Wykazuje się on znajomością nie tylko pism buddyjskich, lecz także bardziej przyziemnych spraw, takich jak krykiet, internet czy muzyka Spice Girls. Lubi także hawajską pizzę, gry komputerowe i "Gwiezdne wojny" na wideo. "Czas pokaże jak się to skończy [rywalizacja Karmapów - przyp.red.]" - odpowiedział na pytanie "Asia Week". A gdyby przyszło mu się spotkać z Urdzienem Trinlejem? - "To by było świetnie" - odparł Taje Dordże. - "Byłoby to ciekawe".
Potężny, mierzący metr osiemdziesiąt Urdzien Trinlej jest trudniejszy do rozszyfrowania. Dziennikarz "Asia Week" został przyjęty przez niego na audiencji, lecz nie wolno mu było przeprowadzić wywiadu. Tego "ptaka w klatce", jak mruknął jeden z doradców, otacza prawdziwa paranoja. Niedawno podwojono jego straże, ponieważ wywiad indyjski otrzymał sygnał o planowanej próbie ucieczki, być może do tak pożądanej siedziby Karmapy - klasztoru w Rumteku. Dalajlama opowiada o wspaniałym wierszu, który podobno młody lama dla niego napisał. "Dostrzegam w nim wielki duchowy potencjał" - mówi. "Zupełnie wyjątkowy" - opisuje go jeden z zachodnich wyznawców. Inni opowiadają jednak o napadach złego humoru lamy i jego niskim IQ.
O tym, kto w końcu zasiądzie na tronie Karmapy, zadecyduje polityka. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy poplecznicy Urdziena Trinleja wzmogli naciski na rząd indyjski, żeby zezwolił mu na objęcie we władanie siedziby Karmapy w Rumteku. W sierpniu do Dharamsali zjechały się ich setki z całego świata, by odbyć konferencję dotyczącą tej kwestii. W emailach spekulują nad przyznaniem młodemu lamie statusu azylanta. New Delhi jednak zachowuje ostrożność.
"Można powiedzieć, że rząd indyjski, goszcząc Taje Dordże w New Delhi, w rezultacie go uznał" - mówi członek szkoły Kagyu z Zachodu. - "Zaś Szamara Rinpocze jako głównego regenta naszej linii, uznaje już od dawna". Słusznie czy nie, New Delhi obawia się także, że Pekin prowadzi być może podwójna grę. Jest raczej mało prawdopodobne, by to Chińczycy - jak sugerują niektórzy indyjscy oficjele - sami zaaranżowali ucieczkę Urdziena Trinleja z Tybetu (większość naszych źródeł uważa, że to Dharamsala, być może z udziałem Tai Situ, odegrała tu główną rolę). Jednakże Chiny mogłyby odnieść korzyści z całej sytuacji, gdyby w przyszłości udało im się podjąć negocjacje właśnie z nim, jako przedstawicielem całej społeczności uchodźców tybetańskich.
Dlatego kluczową wydaje się kwestia, czy Urdzien Trinley może się stać sukcesorem Dalajlamy jako przywódca Tybetańczyków. Taki scenariusz "jest niemożliwy", twierdzi Sonam Topgyal, szef gabinetu rządu na wygnaniu. "Karmapa, jak każdy inny lama, będzie udzielał nauk". Inni się jednak z tym nie zgadzają, przypominając, że chociaż szkoła Gelug obecnie dominuje, w przeszłości rządziły Tybetem także inne, włącznie z Karma Kagyu. "Wielu ludzi zakodowało sobie w głowie, że rządzi Dalajlama, ale wcale nie musi tak być" - mówi Akong Rinpocze. - "Władzę może objąć inna szkoła". Nawet Sonam Topgyal przyznaje: "Jest wielu innych lamów [poza Dalajlamą]. Tybetańczycy mogą się nawet zdecydować na wybór osoby świeckiej".
Pekin ze swej strony czeka na śmierć Dalajlamy, uważając, że będzie to początek końca ciągnącej się od pięciu dekad "kwestii Tybetu". Niektórzy Tybetańczycy odpowiadają jednak na to, że dopiero wówczas Chiny czekają prawdziwe problemy. "Gdy umrze Dalajlama, nastąpi chaos" - powiedział nam Pema Lhundup, sekretarz generalny Tibetan Youth Congress, [przedstawicielstwo młodzieży tybetańskiej na wygnaniu]. - "Jego Świątobliwość i tak z ledwością powstrzymuje od tak dawna tłumiony gniew przeciwko chińskiej okupacji. Jego odejście może stać się iskrą, wzniecającą powstanie". (Trafność tych słów wydaje się potwierdzać tajemnicza śmierć Lhundupa - w kilka tygodni po udzieleniu nam wywiadu ten mówiący bez ogródek gracz polityczny spadł z wysokiego budynku. Zdaniem indyjskiej policji był to wypadek).
Powstanie nie usunęłoby oczywiście chińskich wojsk z Tybetu i zostałoby najpewniej krwawo stłumione. Jednak na pewno przyprawiłoby Pekin o kolosalny ból głowy, wziąwszy pod uwagę chińskie dążenia do otwarcia się gospodarczo i poprawienia swego wizerunku w świecie.
W samym Tybecie władze chińskie wydają się zaostrzać swą politykę. "Być może po raz pierwszy od czasów rewolucji kulturalnej nawet pojedyncze przejawy religijności ściągają na ludzi podejrzenia" - mówi Ronald Schwartz, autor książki o polityce tybetańskiej pt. "Circle of Protest". - "Dotyczy to już czegoś więcej niż samego Dalajlamy i oznacza, że cały buddyzm tybetański jest postrzegany jako zagrożenie dla chińskich rządów. Nie jest wykluczone, że zostanie on potraktowany tak samo jak Falun Gong i inne tak zwane sekty, stanowiące wyzwanie dla potęgi partii komunistycznej".
Pragnąc uniknąć bardziej gwałtownego scenariusza, Chiny liczą na zwycięstwo w walce o Tybet poprzez przejęcie kontroli nad inkarnacjami najwyższych lamów. Po śmierci Dalajlamy jego następcę wskaże z pewnością namaszczony przez Pekin Panczenlama. Chińczycy już oświadczyli, że kolejny Dalajlama narodzi się w okupowanym Tybecie, czyli pod ich kontrolą. Odrzucili oni stwierdzenie samego Dalajlamy, że odrodzi się na wygnaniu (żartując, iż jeśli tak uczyni, powróci zapewne jako niebieskooki mieszkaniec Zachodu).
Nie ma przy tym znaczenia, że większość Tybetańczyków nie uznałaby chińskiego wyboru. Skoro pojawienie się dwóch Karmapów już spowodowało tak wielkie napięcia wewnątrz tybetańskiej diaspory, dwóch Dalajlamów spotęgowałoby je jeszcze bardziej. "Chińczycy widzą, że spory religijne i ideologiczne zaczynają nas dzielić i pragną to wykorzystać do rozbicia społeczności uchodźców" - mówi Sonam Topgyal. Dlatego cała epopeja Karmapy jest tak niszcząca dla Tybetańczyków. Sparaliżowała ona działalność silnej szkoły Karma Kagyu i otworzyła drzwi chińskim zakusom, by kontrolować postępowanie Tybetu w kwestii inkarnacji lamów.
Niezależnie od tego, kto ostatecznie zwycięży w wyścigu do tronu Karmapy i założy na głowę świętą Czarną Koronę, znajdzie swą linię przekazu rozdartą konfliktem. Zwycięzca będzie musiał przytrzymywać swoją koronę na głowie bardzo mocno. Przegranym zaś może się okazać Tybet i Tybetańczycy.
Tłumaczenie Piotr Jankowski. |